środa, 12 października 2011

Wrażenia z zawodów


Muszę w końcu opisać jak było na zawodach :) Krótko mówiąc wrażenia niesamowite. Dojechaliśmy w sobotę ok. 13, ludzi sporo, psów jeszcze więcej. Od 15 zaczynały się starty. Zrobiłam sobie małą rozgrzewkę i w końcu kiedy nadeszła nasza kolej, ruszyłyśmy z Korbą przed siebie. Chciałoby się napisać że Korba ruszyła jak strzała ale niestety do strzały jej trochę zabrakło bo ruszyła sobie... truchcikiem. No cóż, pomyślałam, może w lesie nadrobimy. I rzeczywiście w lesie szło już lepiej ale dopiero kiedy wyprzedziła nas jedna z zawodniczek, Korba nagle załapała że to są... WYŚCIGI! No i ruszyła jak strzała. Wyprzedziłyśmy zawodniczkę, która startowała przed nami i prułyśmy dalej, niestety w drugiej połowie trasy trochę mi sił zabrakło, trzeba jeszcze popracować nad kondycją. Ale dobiegłyśmy dziarsko na metę z całkiem niezłym wynikiem jak na moje możliwości. W niedzielę musieliśmy się zarwać o świcie żeby dojechać na miejsce bo starty zaczynały się o 9. Tym razem trochę gorzej nam poszło i wynik miałyśmy o 2,5 min. gorszy niż w sobotę. No ale i tak było ok, super trasa i okolice. Trochę żałuję że drugiego dnia nie mogłam wystartować z Pajką, ciekawe jak jej by poszło. No ale ostatecznie zdobyłyśmy 3 miejsce i brązowy medal!!! Co prawda konkurencja w naszej kategorii nie była zbyt liczna ale to przecież nieważne, prawda? :) Oprócz medalu wygrałyśmy pakę karmy (psiory się nią zajadają, wyjątkowo smaczna musi być) i niespodzianka: upominek za to że startowałyśmy w Łodzi (miska dla psa i inne drobiazgi). Nagrodą główną był rower, ale rowery już mamy :) 
Na koniec krótka fotorelacja. Szykujemy się do startu:



Wystartowałyśmy:


No ale o co chodzi, przecież biegnę, nie? Szybciej? Ale po co?


Uffff, w końcu meta na horyzoncie:


Pajeczka też miała swoje 5 minut:

I po zawodach:

piątek, 7 października 2011

Grey Bikejoring Cup


Do ostatniej chwili nie mogłam się zdecydować bo moja kondycja nie jest do końca taka jak bym chciała, ale w końcu stało się i jedziemy jutro na nasze drugie zawody. Trasa prawie 2 razy dłuższa niż poprzednio bo 4km a same zawody trwają 2 dni. Miałam startować z Pajką ale wczoraj skaleczyła sobie łapę (okoliczności nie będę teraz opisywać bo musiałabym zatytułować posta Masakra na plebanii), więc swoją wielką szansę dostanie Korba. Jestem bardzo ciekawa jak jej pójdzie i czy będę z niej tak samo zadowolona jak z Pajki ostatnim razem. Mam nadzieję że dotrzemy bez problemu i będziemy się dobrze bawić :) Niedługo napiszę relację i mam nadzieję że trochę zdjęć będę miała.

środa, 5 października 2011

Nocną porą


Wczoraj wróciłam do domu jak już było ciemno więc nie miałam wyboru i musiałam iść biegać po ciemku. Na trening wzięłam Pajkę bo Korba nie przepada za bieganiem po dolince (woli polować na szczury). Biegłam na przemian truchtem i trochę szybszym tempem żeby poćwiczyć kondycję. Na szczęście o tej godzinie nie było żadnych psów więc Pajka nie miała rozpraszaczy. Zrobiłyśmy w sumie 3 pętle po 1,5km czyli 4,5km w ok. 30 min. + trochę truchciku na koniec i ćwiczenia wzmacniające kolana i rozciągające (tzn. ćwiczenia robiłam ja, Pajeczka miała już wtedy relaksik na trawce). Myślę że był to udany trening bo porządnie się spociłam :)
Dziś psiaki zostały zaczipowanie (w końcu) i zaszczepione. Czipowanie miały bezpłatnie w ramach akcji czipowania psów w Warszawie, bardzo fajna sprawa. Po zabiegu dostały duże przysmaki od pani weterynarz więc wyszły z gabinetu całkiem zadowolone :) Dziś mamy przerwę od treningów, regenerujemy siły.

niedziela, 2 października 2011

Jesienne bieganie


Nie pisałam nic przez tydzień bo miałam dużo pracy i bardzo mało wolnego czasu ale udało się w ciągu tygodnia zrobić trzy treningi: dwa krótsze po 30min. biegania i jeden dłuższy. Ten dłuższy był dzisiaj, pojechałam z psiakami do lasu i biegałyśmy po leśnych ścieżkach przez 50 min. Trasa była całkiem fajna, ze skrętami w prawo i w lewo, suki już w większości przypadków bardzo ładnie rozróżniają kierunki i dziś nawet dwa razy minęły bez problemu napotkane psy. Mi też się całkiem dobrze biegło, po lesie biega mi się najlepiej, szczególnie po wąskich ścieżkach. 
Psiory zadowolone i ja też :) A po treningu odpoczynek:


sobota, 24 września 2011

Trening z przygodami


Dziś wyszłam na poranne bieganie z psami przed 9:00, pogoda była super, powietrze bardzo rześkie, ok. 12 stopni i słoneczko. Pobiegłyśmy zupełnie nową trasą, najpierw przez topolinę, potem przez las, potem przez łąki, znów przez las i w pewnym momencie zorientowałam się że się zgubiłyśmy :) pobiegałyśmy trochę na przełaj przez las po górkach i dołkach w poszukiwaniu dobrej drogi, w pewnym momencie spod nóg wyskoczył mi zając, dobrze że suki były dobrze przypięte. Po drodze spotkałyśmy jeszcze konia ciągnącego wóz, jechał przed nami i psiory tak mnie zaczęły ciągnąć że nie dawałam rady za nimi nadążyć. Cały czas biegłyśmy polnymi lub leśnymi ścieżkami (oprócz jednej łąki z trawą do kolan przez którą musiałyśmy się przedrzeć po zgubieniu drogi), w bardzo ładnej okolicy, psy obserwowały mijane krowy zastanawiając się pewnie czy dało by się na nie zapolować. W końcu jakoś udało się znaleźć drogę do domu. Cała wycieczka trwała ponad godzinę z czego biegłyśmy 50min. Potem jak już psiaki się napiły i odpoczywały zziajane w cieniu ja zrobiłam sobie jeszcze ok. 20 min. ćwiczeń rozciągających i siłowych. 
A teraz po prysznicu i śniadaniu siedzę sobie z kawą przy wiejskiej kuchni w której buzuje sobie ogień i jest super :) Po południu pewnie pójdziemy jeszcze na długi spacer bo pogoda jest cudownie jesienna a okolice są prześliczne.
Tereny, po których biegamy:

 

czwartek, 22 września 2011

Samotny bieg

Wczoraj zaplanowałam sobie bieganie na wieczór ale jak wróciłam do domu już zmierzchało i dopadł mnie niezły kryzys. Tak mi się nie chciało iść że już zaczęłam szukać wymówek żeby sobie odpuścić. Psy były zmęczone bo dopiero wróciły z działki, więc postanowiłam nie męczyć ich już i w końcu naprawdę resztkami woli przebrałam się i wyszłam. Jak już wyszłam to jakoś poszło, biegałam standardowo 40 min. + trochę ćwiczeń po biegu, ale coś czuję że będzie ciężko się mobilizować jesienią i zimą. No cóż zobaczymy, mam nadzieję że dam radę. Dziś wieczorem jedziemy na działkę więc tam będziemy biegać po ciekawszych okolicach a raniutko psiaki będą miały treningi rowerowe (pewnie z panem bo ja mam problemy żeby wstać o świcie). 
Kiedy ja biegałam Korba z Pajką relaksowały się w najlepsze:

 

poniedziałek, 19 września 2011

Nowe wyzwania


Jesteśmy już niestety z powrotem w Warszawie, nie wiem czy to dlatego że na wyjeździe było tak miło ale miałam dziś naprawdę ciężki dzień. No ale wieczorkiem udało się zmobilizować i wyjść pobiegać, niestety tylko na dolinkę. Wzięłam obie suki, Korba się trochę ociągała, z nią jednak trzeba trenować w lesie bo inaczej ona nie ma wystarczającej motywacji. Pajeczka poza kilkoma sytuacjami, np. wymijaniu psów, całkiem nieźle dawała sobie radę. Biegałyśmy 40 min., potem suki odpoczywały a ja zrobiłam trochę ćwiczeń wzmacniających, rozciągających i brzuszków.  Jeszcze parę dni temu bolały mnie mięśnie, teraz już przestały, to dobry znak.
Ponieważ moje cele z początku bloga już się zdezaktualizowały trochę, postawiłam sobie dwa nowe wyzwania, które na pewno będą trudne do zrealizowania: pierwsze to biegać jesienią, nie zniechęcić się deszczami i brakiem słońca. I drugi jeszcze trudniejszy: przebiegać całą zimę. Nie wiem czy się uda, ale zawsze trzeba mieć jakieś cele więc ja już mam. Jest trochę przeciwności losu jak np. brak funduszy na buty do biegania, które nie będą przemiękać bo te w których biegam teraz to typowe buty na lato i przemiękają strasznie. No ale mam nadzieję, że coś się na to zaradzi i pogoda mnie nie zniechęci. Na pewno będę walczyć z moim lenistwem :)



sobota, 17 września 2011

Trochę crossu, trochę bajku


Dziś dla odmiany poszłam biegać rano i po raz kolejny przekonałam się, że rano dużo ciężej mi idzie. Było ciężko, oczywiście tylko mi bo psice tak mnie ciągnęły że ledwo dawałam radę. Jakoś dobiegłam ale lekko nie było. Mój organizm chyba jeszcze śpi o tej porze, a może chodzi o to, że przed śniadaniem nie mam energii, nie wiem. Wiem że wieczorem mam dużo więcej siły. Za to już po bieganiu czułam się bardzo dobrze, zmęczone mięśnie to fajne uczucie jak się jest na wakacjach :) 
Potem po całym dniu wylegiwania się na trawce, ewentualnie ganiania po ogrodzie lub za piłką, suki miały jeszcze dużo energii wieczorem więc zorganizowaliśmy szybki trening rowerowy o zmierzchu. Tempo było całkiem niezłe, pędziliśmy na naszych extra bikach (wigry 3 i treking) aż się kurzyło po lesie. Korba ostatnio przechodzi samą siebie i zostawia Pajkę w tyle. To chyba las ma na nią taki wpływ, jak widzi że jedziemy do lasu to wariuje z radości :) 
Po wieczornej jeździe była oczywiście kolacja dla psów (po półtorej szyi z indyka na głowę) a teraz suki już śpią,  Pajce nawet coś się śni.


Jutro niestety już koniec naszych wrześniowych wakacji, strasznie szybko zleciał ten tydzień, nie chcę wracać do tej paskudnej Warszawy :(

czwartek, 15 września 2011

Ucieczki...


Wczoraj wieczorkiem trochę zmieniłam trasę biegową, nowa trasa była troszkę krótsza (ok. 35min.) ale za to bardziej urozmaicona z kilkoma podbiegami i zbiegami z górek, i po urozmaiconym podłożu. Biegło się całkiem dobrze, psom też chyba bardziej się podobało bo nie wracaliśmy tą samą drogą tylko zrobiliśmy okręg. Dziś po dwóch dniach biegania zrobiłam jednodniową przerwę i żeby psiory się nie nudziły postanowiliśmy zrobić troszkę dłuższą wycieczkę rowerową. Żeby psy za bardzo się nie zmęczyły miały częściowo ciągnąć rowery a częściowo biec luzem. Na początek podpięliśmy Pajkę do roweru a Korbę puściliśmy luzem obok roweru. Przy pierwszej sposobności (pierwsza nieogrodzona polana) Korba zrobiła sobie skok w bok i dała dyla do lasu. Na szczęście po 15 minutach wróciła zziajana ale niestety zaprzepaściła swoje szanse na bieganie luzem i została podpięta do roweru. Potem była bardzo fajna jazda przez okolice, po dłuższym czasie wjechaliśmy w bardzo fajny las, ścieżka prowadziła wzdłuż rzeki, psy rozwinęły bardzo dużą prędkość i bardzo długo biegły maksymalnym tempem. W końcu dojechaliśmy do piaskowej skarpy i zatrzymaliśmy się. Wypięliśmy psy z szelek i od razu wskoczyły do wody. Miałam zamiar zapiąć zaraz Korbę na smycz żeby nic jej nie kusiło ale psy brykały po plaży i po wodzie i wydawało się że będzie ok, do czasu kiedy Korba nie smyrgnęła bokiem plaży w las, no i Pajka oczywiście za nią. Nie było ich pół godziny... Nie muszę pisać że trochę się zdenerwowaliśmy ale nauczeni wcześniejszymi doświadczeniami czekaliśmy na nie w tym samym miejscu. Kiedy w końcu wróciły nie miałam siły nawet na nie nakrzyczeć. Zapięliśmy je w szelki i wróciliśmy do domu. Cała wycieczka trwała ok. 3 godzin. Potem psy spały drugie tyle. A mi złość jak zwykle przeszła za szybko i mimo że obiecałam sobie nie odzywać do nich do końca dnia, nie udało się...

środa, 14 września 2011

Powrót do treningów


Po dosyć długiej przerwie, kiedy z różnych powodów nie mogłam się zmobilizować do biegania (pewnie głównie z lenistwa), postanowiłam, że wrzesień to idealna pora do powrotu do regularnych treningów, nie można się wymówić upałami ani mrozami :) Pogoda jest piękna a na dodatek od wczoraj jesteśmy na działce pod Borami Tucholskimi (5 min. wsią do lasu) więc po prostu nie miałam innego wyjścia jak w końcu włożyć buty do biegania na siebie, szelki na psy i sprawdzić czy już całkiem straciłam zdobytą w czerwcu kondycję. Na szczęście okazało się, że nie jest tak źle. Na pierwszy trening wczoraj zaplanowałam sobie 30 min. biegu ale w sumie biegłam 40 min. i poszło całkiem nieźle. Biegłam z Pajką i Korbą, które bardzo ładnie mnie ciągnęły (momentami nawet za bardzo), a na dodatek dopingował mnie mój osobisty trener, który niestety z powodu słabej kondycji musiał jechać na rowerze :)   
Dziś rano zrobiliśmy psiakom krótki trening rowerowy po lesie, na którym przez pierwszą połowę trasy pędziły jak szalone, potem trochę zwolniły. Mieliśmy w planach zabrać na wyjazd rowery górskie z zamontowanymi pałąkami, ale niestety okazało się że stary bagażnik na rowery nie psuje do grubych ram, więc pędziliśmy przez las po piachu i kamieniach na 25-letnim Wigry 3 i 15-letnim rowerze miejskim z cienkimi oponami. Momentami było ostro ale daliśmy radę :) Dziś wieczorem planuję następne bieganie, oby tylko moja silna wola zwyciężyła z lenistwem (walka na pewno będzie ciężka).

niedziela, 21 sierpnia 2011

Extreme Bikejoring


Dawno nie pisałam ponieważ lato nie sprzyja siedzeniu przy komputerze, co weekend wyjeżdżamy na działkę a w tygodniu nie chce mi się strasznie przy laptopie nic robić. Ale dzisiejszą wycieczkę muszę opisać bo było naprawdę ciekawie. Postanowiliśmy pojechać nad rzekę żeby wykapać psy a najkrótsza droga prowadziła przez topolinę, czyli rozległą łąkę nad Bugiem gdzieniegdzie porosłą starymi topolami. Psy biegły oddzielnie, tzn. każda ciągnęła swój rower (ja jechałam z Korbą). Kiedy skręciliśmy w kierunku rzeki, psy wyczuły wodę i puściły się galopem. Nie muszę chyba wyjaśniać, że nie ma tam równej drogi, ścieżka jest dosyć dzika, zdarzają się dziury, itp. W pewnym momencie zapadliśmy się w wodę do połowy koła a psy miały wodę ponad brzuchy, ledwo dało się przejechać. Kiedy dojechaliśmy nad rzekę, zdjęliśmy psom szelki, żeby mogły popływać, co oczywiście wykorzystały żeby dać nogę i zlecieć pół topoliny na własną łapę, na szczęście po 15 min. wróciły bo już dosyć było ostatnio wrażeń ale o tym może innym razem. Potem razem z psami wskoczyłam do wody (była lodowata) i trochę popływałam, Pajeczka próbowała pływać ze mna i trochę mnie podrapała :) W drodze powrotnej pojechaliśmy inną trasą, nad Bugiem, przez totalne, chaszcze, trawę po kolana, łopian, pokrzywy, oset, komarowo i inne atrakcje, ścieżki miejscami w ogóle nie było, chwilami trzeba było brodzić w wodzie do pół łydki. Jednym słowem powrót był ciężki ale psiaki spisały się super, ciągnęły ładnie i tylko dzięki nim udało się wydostać z tego koszmaru :)
Ostatnio miały trochę zaprawy bikejoringowej ponieważ codziennie o 7 rano wychodzą na przejażdżkę z panem, który nawet skonstruował profesjonalne pałąki do rowerów (z prętów suszarki na pranie, które się oberwały w łazience, grunt to pomysłowość, nic się w domu nie zmarnuje), żeby linki się nie wkręcały w koła; czasem też robimy trening mieszany (ja biegnę z jednym psem a Janek z drugim na rowerze). Najlepiej im jednak wychodzi ściganie się kiedy każda ciągnie swój własny rower.

niedziela, 24 lipca 2011

Wakacje


Ostatnio miałam tygodniową przerwę w bieganiu (dlatego nic nie pisałam), głównie z powodu problemów z kolanami (podobno przerwa w takiej sytuacji wskazana), a poza tym z powodu większej ilości pracy w zeszłym tygodniu oraz czynników atmosferycznych (na przemian to upały to burze z piorunami i ulewy). W tym czasie raz zrobiłam psiakom trening bikejoringu na trasie 5-6km, żeby rozładować trochę rozpierającą je energię :) Ale generalnie trochę teraz mamy luzu :) Natomiast w środę wyjeżdżamy na ponad tygodniowe wakacje nad Brdę na obrzeżach Borów Tucholskich i tam planuję regularne treningi (o ile nie będzie upałów), będziemy biegać po okolicznych lasach a jeśli zrobi się chłodno to bikejoring też potrenujemy :) Ech, już mam tak dosyć tej Warszawy że chcę jechać już :) Psiaki na pewno też już by chciały cały dzień hasać po ogrodzie (duuuużym) albo wylegiwać się na trawce. Rok temu nawet łodzią po Brdzie pływały. Na pewno będą zadowolone.
A potem jeszcze pojechać w góry... Tak mi się marzy :)

wtorek, 12 lipca 2011

Trening z Pajeczką

Ponieważ dziś wieczorem biegałam po dolince, a psiaki miały długi spacer po południu, wzięłam na trening tylko Pajkę, i chyba dobrze zrobiłam bo nawet ona po tym jak się wylatały z całym stadem psów 2,5 godziny wcześniej średnio się wyrywała do biegu, raczej ją musiałam zachęcać. Następnym razem przed treningiem muszę ją dłużej przetrzymać w domu :) 
Ponieważ po ostatnim ponad godzinnym bieganiu po lesie zaczęły mnie boleć kolana i wyczytałam że przyczyną najczęściej jest zbyt szybkie zwiększanie czasu i przebieganego dystansu u początkujących biegaczy, postanowiłam trochę skrócić czas biegu a za to dołożyć ćwiczenia wzmacniające mięśnie nóg, które podobno są bardzo pomocne w takich sytuacjach. Dzisiaj więc biegałam 35min. a potem 25min. robiłam ćwiczenia na mięśnie nóg i na siłę ogólną (polecone przez bardziej doświadczonych biegaczy). Te ćwiczenia na siłę ogólną dosyć ciężkie, ale podobno stosują je zawodowi sportowcy więc warto się pomęczyć :) Mam nadzieję że dzięki ćwiczeniom przejdzie mi ten ból kolan i będę mogła biegać bez żadnych problemów.
Na koniec fotka z serii wspomnienia z dzieciństwa (Pajki), znalazłam ostatnio przypadkiem:

Taka byłam kiedyś słodziolinka :) A żeby nie było że tylko Pajeczka była kiedyś mała:

A takie cholery wyrosły :)

niedziela, 10 lipca 2011

Przez leśne gęstwiny


Wczoraj wieczorem zapakowałam suki do samochodu i zrobiłyśmy sobie wyprawę do lasu. Ponieważ w dzień było gorąco wyruszyłyśmy dopiero po 19:00, w lesie już trochę chłodniej się robiło i chwilami dosyć mroczno :) No ale miałam dwa brytany do obrony więc się nie bałam, poza tym sporo ludzi na rowerach śmigało i biegaczy też trochę było. Zrobiłyśmy sobie dłuższe weekendowe bieganie żeby było po czym odpoczywać w tygodniu :) Przebiegłyśmy trasę ok. 10,5km w czasie 1,10h. Część trasy biegła szerokimi ścieżkami ale chwilami zagłębiałyśmy się też w mniej uczęszczane rejony. Węższe ścieżki są dużo ciekawsze i dla mnie i dla psów, które zawsze zwiększają tempo kiedy mają ograniczone pole widzenia i gęstwinę wokół siebie. Szkoda że nie mamy lasu pod domem i nie możemy sobie co drugi dzień takich wycieczek robić. 


Psiaki po tych 10km chyba się w końcu trochę zmęczyły :) Ale tylko trochę :) A za to jak kolacja smakowała po powrocie (i nie tylko psom). Dzisiaj za to był odpoczynek od biegania i buszowanie w deszczu po mokrych trawach i szuwarach (prawie cały dzień padało). A po spacerze kostki do gryzienia czyli to co psiaki lubią najbardziej...

czwartek, 7 lipca 2011

Ciągle biegamy...


Ostatnio zrobiłam sobie 2 treningi bez psów, pierwszy dlatego że chciałam poćwiczyć podbiegi, które podobno bardzo wzmacniają mięśnie a polegają na bardzo szybkim wbieganiu pod górę i zbieganiu wolniutkim truchcikiem i od nowa podbieg. Ponieważ psy raczej nie byłyby zadowolone z biegania w te i wewte bez celu (w ich mniemaniu) to zostawiłam je w domu. Drugie bieganie było bez psów bo wróciły takie zmęczone z działki że nie miały siły :) Więc żeby nie opuszczać treningu poszłam sama, pobiegałam 40 min. a potem dołożyłam sobie ćwiczenia siłowe: 60 przysiadów, 60 brzuszków i 20 pompek (potem miałam trochę zakwasów :)
A dziś w końcu wzięłam Pajeczkę na wieczorne bieganie po dolince, wyszłyśmy o zachodzie słońca a jak wracałyśmy to było już zupełnie ciemno. Przebiegłyśmy sobie spokojnym tempem trochę ponad 6km (na dolince Pajka nie nadaje takiego tępa jak w lesie), chociaż zaliczyłyśmy też 2 bardzo fajne 100-200m sprinty jak zobaczyła coś w trawie, raz był to kot, który przed nami zwiewał więc Pajka takie tempo rozwinęła że mało nóg nie pogubiłam. Za drugim razem też coś chyba zobaczyła i zachęcana przeze mnie długi kawałek bardzo ładnie pędziła. I muszę przyznać że jak pies naprawdę ciągnie to biegnie się dużo szybciej i łatwiej.
Najlepiej oczywiście biega nam się po lesie więc na weekend już szykujemy się na małą wyprawę lub dwie :)

sobota, 2 lipca 2011

Wiatr i deszcz czyli to co psiory lubią najbardziej


Dziś korzystając z tego, że było dosyć zimno postanowiłam zrobić wycieczkę biegową na skarpę ursynowską. Jest to całkiem fajna trasa gdzie spory kawałek biegnie się ścieżką w lesie. Pogoda idealna do biegania, ok. 15 stopni lub nawet mniej, spory wiatr i chwilami zacinający deszcz :) Ale biegnąc naprawdę się tego nie czuje i jest przyjemnie. Wycieczka zajęła nam ok. godziny ciągłego biegu, pokonałyśmy w sumie 8,5km. Psice najszybsze tempo narzuciły oczywiście w lesie i na stromych zbiegach gdzie było dosyć ślisko i chwilami dosyć ekstremalnie. 
Po dobiegnięciu do domu, kiedy odpięłam suki od linki, miały jeszcze siłę na szaleństwa między sobą. A ja się zastanawiałam czy się za bardzo nie zmęczą :)
Odpoczywam po bieganiu:



A wieczorkiem po zjedzeniu porządnego obiadku i zaliczeniu ostatniego spacerku, całkowity relaksik:


środa, 29 czerwca 2011

Profesjonalny trening biegowy

Od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie, że dobrze by było od czasu do czasu pójść na prawdziwy trening biegowy, zobaczyć jak ćwiczą, robią rozgrzewkę i biegają prawdziwi biegacze. Udało mi się znaleźć grupę, która biega po lesie kabackim i spotyka się w środy o 18:00, oczywiście zajęcia prowadzi trener :) Miałam spore obawy bo to jednak ludzie zaawansowani biegowo, niektórzy biegają maratony, a ja.... lepiej nie mówić. No ale przecież każdy kiedyś zaczynał więc schowałam nieśmiałość do kieszeni i zgłosiłam się do grupy :) I dziś byłam na pierwszym treningu :) Ledwo przeżyłam, to fakt :) ale za to satysfakcję mam super. Były momenty, że myślałam że nie dam rady, no ale jaki wstyd by był więc zaciskałam zęby i biegłam dalej, zresztą w 2 części już było lepiej. Trening wyglądał mniej więcej tak, że po truchciku i rozgrzewce (w biegu) każdy zrobił ok. 1km pętle w miarę szybkim tempem, potem pobiegaliśmy jakiś czas po płaskim terenie, potem trochę wbiegania i zbiegania z górek (tu mi trochę zaczęło brakować tchu i zostałam w tyle, do tej pory tak nie ćwiczyłam więc trochę wysiadłam), potem znowu po płaskim do stromego zbiegu i tam zbiegi i podbiegi po kilka serii, po czym powrót leśnymi scieżkami do punktu wyjścia. Całość trwała ok 1h -1,10h i w sumie przebiegliśmy ok. 10km co jest moim absolutnym rekordem. Ufff... Potem jeszcze 20min. rowerkiem do domu ale to już był czysty relaks... Generalnie było naprawdę fajnie, takiego wycisku na pewno bym sobie sama nie zrobiła, jak widać grupa mobilizuje. No i te 10km to dla mnie naprawdę coś, dopiero co się tu chwaliłam że 7 przebiegłam :) 
Jak powiedziałam Korbie że tyle przebiegłam to zrobiła taką minę:


Ciekawe czy jutro będę miała zakwasy...

niedziela, 26 czerwca 2011

Leśnymi ścieżkami c.d.

Po ostatnim bardzo fajnym bieganiu po lesie miałam ochotę na jeszcze i zabrałam dziś obie psice do lasu. Postanowiłam też zwiększyć czas biegania z 30 do 40 min. i zobaczyć jak będę się czuła. Bałam się trochę czy Korba da radę tyle biegać bo z nią tylko kilka razy byłam ale dała sobie radę super, na początku nawet niezłe tępo narzuciła :) 
W sumie zrobiłyśmy naprawdę dużą pętlę - między 6,5 a 7km i zajęło nam to 45 min. Był to pierwszy mój tak długi bieg a Korba z Pajką leciały super, prawie cały czas linka była naprężona. Dopiero pod koniec trochę zwolniły ale się nie dziwię bo jednak spory kawałek zrobiłyśmy :) Tak więc na treningi do lasu będziemy jezdzić w trójkę, oby jak najczęściej był czas na to. Odpoczynek po biegu:



Aha, w taki miły sposób zakończyłyśmy 6 tydzień biegania, od 3min. ciągłego biegu do 45 min. :) :)

piątek, 24 czerwca 2011

Leśnymi ścieżkami

 
Ponieważ bieganie ciągle po tym samym terenie (mimo że całkiem fajnym) może się w końcu zrobić nudne postanowiłam zabrać dziś Pajkę na trening do Lasu Kabackiego. Zapakowałam wszystkie linki, pasy itp. oraz wodę i wyruszyłyśmy. Dziś był też wyjątkowy trening ponieważ pierwszy raz miałam zamiar przebiec 30min. bez żadnej przerwy. Pogoda nam dopisała bo nie było gorąco a w lesie jeszcze chłodniej. Do lasu jedzie się od nas jakieś 10-15 min. samochodem więc nie jest zle. Po krótkiej rozgrzewce zaczęłyśmy biegać leśnymi ścieżkami, trochę się bałam że się zgubię ale na szczęście udało się zrobić całkiem fajną pętlę i wrócić w to samo miejsce. Akurat jak zbliżałyśmy się do ostatniego skrętu minęło 30min. na koniec jeszcze dałam Pajce komendę Kita! (czyli biegiem ile sił) i przebiegłyśmy sprintem kilkanaście sekund. Było naprawdę fajnie, nie czułam zmęczenia w czasie biegu i dużo fajniej się biegało niż zazwyczaj. Jeśli czas mi na to pozwoli to będę robić takie leśne treningi przynajmniej 2 razy w tygodniu a na następny zabiorę też Korbę (planuję w niedzielę bo ma być chłodno), może jej się spodoba :) Dużym plusem było też to że nie trzeba było wymijać psów spacerujących co na dolince czasem mocno utrudnia bieganie. Ludzi w lesie bardzo mało, ale minęłyśmy w pewnym momencie jakiegoś biegającego tatę ze sportowym wózkiem przed sobą :)
Pajeczka już po bieganiu:
 

Bardzo zadowolona z dzisiejszej niespodziewanej wycieczki (rano wylatała się 2 godziny z Korbą z panem na spacerze a tu taki bonusik jeszcze wczesnym popołudniem :)

wtorek, 21 czerwca 2011

Karnak Cup 2011 Grand Prix w Canicrossie

W końcu znalazłam chwilę żeby opisać wrażenia z naszych pierwszych zawodów. W sobotę rano zrobiliśmy kanapki, zapakowaliśmy gotowane mięso z kurczaka dla psów (Pajka ma chorobę lokomocyjną więc nie może jeść przed podróżą), sprzęt do biegania i ok. 13:00 wyruszyliśmy w podróż do Łodzi. Po drodze remonty i inne przyjemności typowe dla polskich dróg, no ale jakoś dojechaliśmy. Na miejscu Pajka dostała niedużą porcję jedzenia żeby miała energię do biegania :) Przy rejestracji dostałyśmy numer 2 :) Kiedy zbliżała się godzina rozpoczęcia wyścigu przy starcie zaroiło się od psów. My startowałyśmy jako drugie więc próbowałam ustawić Pajkę przodem do trasy ale ciągle się kręciła rozkojarzona. To ten moment, pierwszy zawodnik startuje, my się szykujemy:


 Pierwsze sto metrów Pajka biegła obok mnie rozglądając się na boki bo byli tam ludzie z psami, ale jak skręciłyśmy do lasu to coś w nią wstąpiło i puściła się takim pędem że ja po chwili nie mogłam złapać tchu. Pruła tak przez połowę trasy, potem troszkę zwolniła ale cały czas bardzo ładnie mnie ciągnęła.  W pewnym momencie zerknęłam na zegarek i stwierdziłam że za jakieś 5 min. powinnyśmy dotrzeć do mety a tu nagle na horyzoncie wyłania się meta właśnie. Mocno się zdziwiłam i jeszcze resztką sił przyśpieszyłam. Na samym końcu znów musiałam Pajkę trochę pociągnąć bo pojawiły się "rozpraszacze" po bokach. Ogólnie byłam super zadowolona i z siebie i z Pajki, Pajka super mnie ciągnęła i dzięki temu miałyśmy taki dobry wynik. Było kilka małych niedociągnięć, np. kiedy wyprzedzał nas jakiś pies to chciała się zatrzymywać i z nim witać, ale jeszcze się psina nauczy, w końcu to jej pierwszy raz :) Z siebie też byłam dumna bo w domu przebiegłam trasę 2,4km w 21 min. a na zawodach miałyśmy wynik 13 min. 15 sek. W sumie zajęłyśmy przedostatnie (10) miejsce wśród kobiet ale myślę że jak na zaledwie miesiąc trenowania od kompletnego zera to jest super wynik :) I daje motywacje do dalszych treningów :)
A to dziewczyny, które śmignęły jako pierwsze (najszybsza z czasem 9min.55sek):



Na koniec jeszcze trochę relaksu przed wyruszeniem w powrotną drogę:


Zdjęcia trochę słabe bo oczywiście zapomniałam kupić baterie do aparatu i mam tylko zdjęcia zrobione przez kogoś innego i na niewiele się załapałyśmy.
No i pierwsze zawody mamy już za sobą, teraz trzeba pracować nad dalszym poprawianiem formy. Dziś miałam 20 trening, nadal 2x15min. biegu, ale po bieganiu dodałam sobie serię ćwiczeń siłowych: 40 przysiadów, 40 brzuszków i 10 pompek. Postaram się po każdym biegu robić ćwiczenia siłowe i zwiększać ilość powtórzeń bo podobno mają bardzo dobry wpływ na siłę mięśni, która jest bardzo potrzebna do biegania.
Pajka nie robiła ćwiczeń siłowych ale za to wciągnęła całą michę żarcia i padła spać :)

wtorek, 14 czerwca 2011

Podsumowanie pierwszego miesiąca biegów i udany 17 trening :)

Wczoraj minął równo miesiąc od pierwszego treningu biegowego na który poszłam z Pajką. Miesiąc to niedużo ale jak dla mnie to duży sukces. Od ponad roku czyli od czasu jak psy podrosły i dowiedziałam się że istnieje coś takiego jak canicross próbowałam zmobilizować się do regularnego biegania ale kończyło się na 2-3 wyjściach i zapał mi mijał. Dopiero jak znalazłam sobie w internecie trening dla początkującego biegacza i tydzień po tygodniu rozpisane jak biegać to jakoś poszło :) Sama jestem zaskoczona że JA już miesiąc regularnie biegam :) :) Oczywiście bez Pajeczki nie byłoby tak wesoło. Zrobiłyśmy razem całkiem spore postępy. Ja od 3 min. biegu i 3 min. marszu w pierwszym tygodniu doszłam do 15 min. biegu + 2 min. marszu + 15 min. biegu. Dziś już przebiegłyśmy 2 takie serie bez większych problemów. Pajka też zrobiła postępy: coraz rzadziej próbuje siusiać w czasie biegu i coraz lepiej idzie jej omijanie psów (co na początku było dużym problemem). Nie jest jeszcze idealnie bo mijając psa muszę przytrzymywać linkę i głośno mówić "nie wolno" ale teraz już mija i biegnie dalej a wcześniej zatrzymywała się, cofała i nie chciała biec. Z czasem na pewno nauczy się wymijać psy na samą komendę "naprzód".
W czasie tego miesiąca zrobiłyśmy 16 treningów (4 tygodniowo według planu), dziś był 17. Dziś biegałyśmy po 21:00 i naprawdę dobrze nam poszło. Ja nie zmęczyłam się za bardzo a Pajka przez 75% dystansu napinała linkę. Nie jest tak łatwo nauczyć psa ciągnięcia na dłuższym dystansie a twierdzenie że husky ma to we krwi to niestety mit. Wszystkiego trzeba nauczyć stopniowo i bardzo cierpliwie. Ale jesteśmy na dobrej drodze :) 
A Pajeczka to   SUPER PIES!!!


Korbunia zresztą też. Tylko woli aportować piłeczkę na razie :)

niedziela, 12 czerwca 2011

Jedziemy na zawody!

              

Klamka zapadła i już nie da się stchórzyć :) Wczoraj oficjalnie zapisałam Pajkę i siebie na nasze pierwsze zawody. To już w przyszłą sobotę, więc trzeba się psychicznie przygotować. Zawody są w Łodzi, starty zaczynają się od 17:45, więc będziemy musieli wyruszyć z Warszawy wczesnym popołudniem. Trasa została skrócona ze względu na wysokie temperatury do 2,5km więc powinnyśmy dać radę :) Czas i pozycja na mecie to już inna sprawa ale jako osoba zupełnie początkująca nie będę płakać z powodu ostatniego miejsca :) Najważniejsze zobaczyć jak to jest, mam nadzieję że nam się spodoba i to nie będą ostatnie nasze zawody. Ponieważ są tam w okolicy jeziorka to mam plan żeby Pajkę zmoczyć przed samym biegiem, żeby nie było jej gorąco. Mam też nadzieję że sama trasa jest przez las, no i że o tej 18:00 już choć trochę się ochłodzi bo ciężko mi się biega jak jest gorąco a ja raczej do jeziorka nie wskoczę :)

Dziś postanowiłam zmienić trochę nasz trening i zamiast biegać na czas 3x10min. to zamierzam przebiec 2x2,5km i przy okazji zmierzyć sobie czas ile nam to zajmie. Zobaczymy czy bardzo mnie męczy taki dystans (do tej pory to było mniej więcej 3x1,5km). Wieczorkiem napiszę jak poszło.
                       ....................................................................
Już po biegu, wycisk był całkiem spory :) Przebiegnięcie 2,5km trasy zajęło nam trochę więcej niż myślałam, (nie było lekko) czyli 21 min. Po krótkim odpoczynku pobiegłam jeszcze 10 min. (drugi raz 2,5km chyba nie dałabym rady, a nawet jeśli to nie chcę przesadzić na początek). Mimo że czas długi to i tak niezle bo pierwszy raz przebiegłam 20 min. bez przerwy :) Nie wiem czy nie za szybko sobie narzucam te zmiany i wydłużanie biegu, najwyżej po zawodach trochę przystopuję :)

piątek, 10 czerwca 2011

Bieganie w letnim deszczu :)

Wreszcie się trochę ochłodziło, 16 stopni i słońce nie praży więc wyszłam dziś biegać o 15:00 dla odmiany. Zarówno dla mnie jak i dla Pajki pogoda idealna :) na początku trochę chłodno ale już po kilku minutach w sam raz, a jak już się trochę zgrzałyśmy to zaczął kropić deszczyk :) Cudowne uczucie chłodnych kropli na rozgrzanej twarzy. To chyba jesień będzie naszą idealną porą na bieganie. Wiosna i lato jest idealne żeby zacząć bo słoneczko i ładna pogoda daje powera ale ja nie mogę biegać jak grzeje słońce. W naszej okolicy mnóstwo osób biega teraz w dzień przy temp. 25 stopni np. a dla mnie to jest masakra. Za to dziś w wiatr i deszcz nie było nikogo hehe :) Ostatnio jak biegałyśmy z Pajką rano, ona potem od razu wskoczyła do kanałku (tzw. smródki) żeby się schłodzić a ja stałam na brzegu i patrzyłam z zawiścią i mało brakowało a wskoczyłabym za nią :)
Dziś w końcu całkiem dobrze przebiegło mi się 3 serie po 10 min., bo wcześniej było trochę ciężko, mam nadzieję że już będzie lepiej teraz :)
Na koniec scenki z życia: Pajka nie rozpyyyyyyychaj się tak!!!

czwartek, 9 czerwca 2011

Problemy...

Żeby nie było że wszystko tak świetnie się układa, pojawił się pierwszy problem. Wczorajszy dzień już od rana zaczął się niewesoło ponieważ Pajka postanowiła dać nogę na porannym spacerze. Na szczęście dość szybko została złapana na gorącym uczynku buszowania pod balkonami (czasami takie giganty kończyły się 2-3 godzinnym przeczesywaniem osiedla na rowerach a pies jak kamień w wodę), i zaprowadzona do domu gdzie dostała karę odosobnienia i nie odzywania się do niej. Kara miała być na resztę dnia ale godzinę pózniej pojechałam do biblioteki i jak wróciłam i przyleciała się ze mna przywitać to zapomniałam że ma karę i zaczęłam do niej gadać. Więc kara nie była zbyt długa :)
Potem miałam trochę pracy i nie zdążyłam zjeść obiadu więc jak wróciłam wieczorem do domu to zjadłam sobie kawałek czekolady przed bieganiem wieczornym żeby mieć siłę, myślałam że tak to zadziała. Ale niestety jak wyszłam z Pajką biegać to pod koniec pierwszej serii dostałam takiego bólu brzucha że nie dałam rady biec dalej. Nie wiem czy to ta czekolada tak podziałała czy co ale dawno mnie tak żołądek nie bolał, dziwne naprawdę. Łakomstwo nie popłaca jak widać :) Ja to chyba wogóle na 4 godziny przed biegiem mogę coś małego zjeść a potem nic bo nawet od wody czasem kolka mnie łapie :( ech... musiałyśmy przerwać bieganie i wrócić do domu. Ale ponieważ ja nie lubię odpuszczać a dziś idę z koleżanką na piwko i nie będę mogła wieczorem biegać to wstałam dziś o 6:30!!!!! rano i odpracowałam wczorajszy trening. Ale było ciężko :) jednak lepiej mi się biega wieczorkiem przy świetle księżyca, i nawet Pajeczka po powrocie do domu po prostu padła:




Ja też padnięta jestem więc na dziś kończę :)

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Zaczynamy 4 tydzień biegów

Wczoraj skończyłam trzeci tydzień biegania, w którym biegałam 7min. biegu + 3min. marszu + 7 min. biegu + 3 min. marszu + 9min. biegu + marsz na zakończenie. Ponieważ do pierwszych zawodów na które chcemy pojechać pozostały niecałe 2 tygodnie, postanowiłam przyśpieszyć trochę plan biegania i w tym tygodniu robić serie 10min. biegu + 2min. marszu x 3. Może być ciężko na początku ale mam nadzieję że dam radę, kondycja chyba coraz lepsza  :)
Mam tylko nadzieję że za 2 tyg. nie będzie takich upałów bo i ja i Pajka możemy paść wtedy. Na szczęście wypatrzyłam na mapie że są tam jakieś jeziorka więc może będzie można się pokąpać, no psy to na pewno kąpać się będą. Sezon kąpieli w rzece został rozpoczęty w ten weekend (tzn. ludzkich kąpieli bo psy już od dawna szalały w Bugu i Brdzie).
Ostatnio wzięłam obie suki na bieganie, poszło ok, ale jednak z jedną jest łatwiej, zauważyłam że Pajka się rozprasza jak biega z Korbą, próbuje znaczyć teren w trakcie biegu co jest niedozwolone i zwykle już tego nie robi, przy Korbie chyba się poczuła do obowiązków względem stada  :)
Na początek mała rozgrzewka w marszu:


A po biegu odpoczynek:




Wyglądamy na zmęczone? Nic bardziej mylnego, po zdjęciu szelek i szybkiej kąpieli w rzeczce przyszedł czas na prawdziwe biegi :)



A potem był weekend na działce, cały dzień wylegiwania się na trawce, kąpania w rzece, gonitw po łąkach, obserwowania kury przez płot... Życie psa czasem jest piękne :) :)

Burza i pierwsze rekordy

Ponieważ wczoraj było baaaaardzo gorąco i psiaki wróciły ze spaceru dosyć zziajane, postanowiłam darować im wieczorne bieganie i wyjść sama. Ponieważ było już ciemno i bałam się bez psów zapuszczać zbyt daleko, wyznaczyłam sobie do biegania pętlę wokół trzech mostków. Na swoim minutniku ustawiłam dwie serie po 7 min. biegu + 3 min. marszu i ostatnią serię wydłużyłam na 9 min. biegu. Całe popołudnie zanosiło się na burzę ale jakoś nie nadchodziła. Pierwsze dwie serie przebiegłam sobie średnim truchtem ale jak zaczynałam biec trzecią nagle zaczęły walić pioruny dookoła mnie (no może nie dosłownie dookoła ale dosyć blisko :) trochę się ostatnio nasłuchałam historii o tym jak pioruny trafiały w ludzi i oczywiście od razu mi się to przypomniało, na dodatek biegałam z tel. komórkowym, który podobno ściąga pioruny. Tak się tym wszystkim zestresowałam że trzecią serię przebiegłam w tempie 2 razy szybszym niż poprzednie dwie i w sumie okazało się że przebiegłam 3 równe pętle. Jak dochodziłam do domu lunął deszcz. W domu postanowiłam sprawdzić ile ma jedna petla wokół 3 mostków (do tej pory biegałam jedną dłuższą pętlę 3,5km.) i okazało się że ma 1,5km. czyli w sumie w 29min. pokonałam trasę 4,5km!!! W nocy trochę bolały mnie mięśnie i pomyślałam że chyba przesadziłam ale dziś jest ok  :) a świadomość że coraz lepiej mi idzie jest extra :)
W czasie kiedy ja wyciskałam z siebie siódme poty, suki miały relaksik:

 
No ale one i tak mają sto razy lepszą kondycję niż ja, więc mogą się na razie relaksować:)