wtorek, 17 lipca 2012

Aktywny weekend

 
Trochę nam się pogoda poprawiła, więc w weekend zamiast siedzieć w domu (niestety działka okupowana więc zostaliśmy w Warszawie) w sobotę zrobiliśmy sobie wycieczkę rowerową, przejechaliśmy 32km, niby nie tak dużo ale w nogach czułam :) Psiaki oczywiście zostały w domu, wraz z kotem pilnowały domostwa :) 
W niedzielę za to pojechałyśmy z Kasią (również bez psów) na zorganizowany trening Women's Run do lasu kabackiego. Chciałyśmy zobaczyć jak wygląda profesjonalny trening z trenerem i sprawdzić naszą kondycję. Było bardzo sympatycznie, przebiegłyśmy dystans krótszy niż zazwyczaj ale momentami trening był bardzo intensywny (skipy) a po sesji rozciągania do dziś mam zakwasy :) Miłe urozmaicenie w naszym wspólnym bieganiu. Psiajuchy wybyczyły się przez cały weekend (nie licząc wariactw na spacerach) i odbiły sobie dopiero dziś rano. Po pobudce (cięęęężkiej) o 6 rano, po 7 byłyśmy całą naszą ekipą w lesie. Pogoda idealna, 14 stopni, rześki poranek. Ale, jak by to delikatnie określić, to nie był mój dzień. Nogi ledwo mi się wlokły, zakwasy po niedzieli dokuczały, i do tego mały bo mały ale jednak kac po wczorajszej wizycie u koleżanki. No i okazuje się że czipsy zamiast obiadu to też nie jest najlepszy sposób na trzymanie formy. No cóż żeby się już dłużej nie rozpisywać nad moim marnym stanem dodam tylko że przebiegłyśmy krótszą trasę, ok. 8km (z mojej winy) i że jakoś dobiegłam. I to był sukces dzisiejszego dnia :)



czwartek, 12 lipca 2012

Dog Orient II, wakacyjne bieganie i inne


Trochę ostatnio zaniedbałam się w pisaniu, jakoś tak nie mogę się zmobilizować. Ale na szczęście tylko do pisania bo nadal regularnie biegamy, chociaż w czasie ostatnich upałów troszkę zmniejszyła się częstotliwość treningów. No ale dziś w końcu normalna temperatura, oby się utrzymała.
Przede wszystkim muszę napisać że byłam na drugiej edycji Dog Orientu i wrażenia pomimo potwornych upałów mam bardzo pozytywne. Kiedy okazało się że będzie tak gorąco postanowiłam zostawić Korbę w domu, ona zawsze gorzej znosiła wysokie temperatury i bałam się że będzie to dla niej średnia przyjemność. Pajka potrafi wygrzewać się na słońcu w 30 stopniowym upale i dużo lepiej się czuje w takich warunkach niż Korba. Na terenie zawodów był basenik dla psów i przed startem skąpałyśmy w nim Pajkę i Flikę żeby chociaż na początku było im chłodniej. Trasa znowu 10km, już trochę lepiej szło nam czytanie mapy i udało nam się nie zgubić po drodze :) Część trasy biegłyśmy bardzo spokojnym tempem, chwilami jednak przechodziłyśmy do marszu żeby nie przegrzać psów. Najgorszy był odcinek przed ostatnim punktem, prawie cały na otwartej przestrzeni, jedynie myśl że przy punkcie jest jezioro w którym psy się wykąpią dodała nam siły. Psiajuchy popływały w jeziorku, chwilę odpoczęły po czym jeszcze raz się wykąpały i wyruszyłyśmy na ostatni odcinek. Na mecie dogonił nas kolega z goldenem i w trójkę z Kasią zajęliśmy ex aequo pierwsze miejsce :) A Pajeczka pierwsza postawiła łapkę na mecie :)


Potem już do wieczora był relaksik, kąpanie psów w baseniku, chłodzenie się w mini fontannie na trawniku, zawody w strzelaniu w łuku etc. generalnie bardzo miłe popołudnie. A potem dostałyśmy tyle karmy i smakołyków dla psów że ledwo zmieściłyśmy się do samochodu :)
We wtorek miałyśmy z Kasią nasz cotygodniowy trening w lesie, ponieważ było jeszcze bardzo ciepło umówiłyśmy się późno i biegałyśmy już prawie po ciemku, psom się to bardzo podobało, ciągnęły przez całą 10km trasę, którą przebiegłyśmy w godzinę.


Dziś temperatura trochę lepsza (17 stopni jak jechałyśmy) więc byłyśmy w lesie przed 20 i spokojnym tempem przebiegłyśmy tą samą trasę. Strasznie szybko zleciało i oba treningi były bardzo pozytywne bo biegłam bez większego wysiłku i na koniec miałam jeszcze sporo siły.

środa, 27 czerwca 2012

Wakacyjnie


Weekend spędziliśmy na działce, zrobiło się wakacyjnie, pogoda piękna i w końcu relaks :) W ciągu weekendu tylko raz zmobilizowałam się do wstania o (względnym) świcie i zabrania psów na poranne bieganie no ale w końcu relaks też jest ważny. Trening był mocno interwałowy bo psy narzuciły takie tempo że dopóki starczyło mi sił biegłam sprintem, potem musiałam odpoczywać i znowu sprint, lekko nie było :) Ale za to później cały weekend nic nie robienia (no prawie), czytania, zajadania się grillem, opalania, po prostu wakacje :) 
Psiaki też szczęśliwe, były w odwiedzinach u Ziomka i bardzo im się podobało:

Zabawom nie było końca:


Krótko mówiąc weekend bardzo udany :) Co prawda w poniedziałek trzeba było wracać do Warszawy ale niedługo pewnie zrobimy sobie jakieś dłuższe wakacje.
Dziś za to miałyśmy samotny trening w lesie ponieważ Kasia z Fliką wyjechała. Zrobiłyśmy spokojnym tempem trasę ok. 8km (w 50 min.). Na koniec spotkała nas miła niespodzianka, jak już wybiegłyśmy z lasu, na łące jakieś 50m od nas stała mała sarenka. W ogóle się nie bała i mogłam trochę sobie na nią popatrzeć zanim pobiegła do lasu:

 

czwartek, 21 czerwca 2012

Wieczorową porą


Ponieważ dziś wieczorem mieliśmy jechać na działkę (jedziemy jutro raniutko) piątkowy poranny trening został przełożony na środę wieczór. Cały dzień była bardzo fajna pogoda, pochmurno i wietrznie, nie było upału. Dojechałyśmy do lasu ok. 20:00 i całkiem fajnym tempem biegałyśmy równo godzinę. Zrobiłyśmy dłuższą wersję naszej trasy czyli 10km. Na koniec jeszcze starczyło sił (i psom i nam) na krótki sprint i przypomnienie komendy szybciej, bo przy bieganiu psy częściej słyszą woooolniej :) Generalnie biegło mi się niesamowicie dobrze, znów potwierdza się teoria że wieczorem mam więcej siły, rano chyba jeszcze trochę śpię :) Psiaki całą trasę biegły bardzo ładnie, wieczór w lesie dla nich też był chyba przyjemny. Po krótkim odpoczynku ruszyłyśmy w drogę powrotną:


A potem jeszcze był mały relaksik nad dolinką, psiaki powylegiwały się trochę nad jeziorkiem a my zregenerowałyśmy siły zimnym desperadosikiem, który już dawno tak mi nie smakował :)

wtorek, 19 czerwca 2012

Gorąco...


Mamy za sobą kolejne dwa wypady do lasu, piątkowy i wtorkowy. Pogoda szaleje, w piątek było zimno, wicher i mżawka, mimo to już o ósmej byłyśmy w lesie, i choć ciężko było wstać w taki szary poranek, to okazało się że bardzo przyjemnie się biega w taki dzień. Dziś za to o 6:00 rano było 20 stopni. Nawet się zastanawiałam czy jest sens biegać w taki upał, ale miałam nadzieję że w lesie będzie trochę chłodniej. Dotarłyśmy do lasu przed 7:00 i przed bieganiem poszłyśmy z psami nad jeziorko żeby się zmoczyły. Potem przebiegłyśmy spokojnym tempem ok. 7km. Psy o dziwo biegły jak zawsze, nie było po nich widać że jest tak ciepło, chociaż w lesie rzeczywiście było chłodniej. Jak skończyłyśmy bieganie to nawet fajny wiaterek zaczął powiewać i zrobiło się bardzo przyjemnie.

Po południu pracowałam do 19:30 i jak wracałam rowerem do domu to zrobiło się całkiem chłodno więc nawet nie wnosiłam roweru do domu tylko pobiegłam po psiory i zabrałam je na wieczorny spacerek. Bardzo się ożywiły po dniu spędzonym na spaniu i musiałam momentami mocno pedałować żeby za nimi nadążyć. Oczywiście biegały sobie luzem, Pajka przez jakiś czas galopowała sobie kanałkiem, nie było jej widać bo kanałek obrósł trawą do pasa ale słychać było bardzo dobrze. Po powrocie razem z psiajuchami rzuciłam się na kolację (oczywiście one swoją a ja swoją). One już śpią, a ja chyba zaraz pójdę w ich ślady. Tylko kotek właśnie się obudził i rozrabia :)

wtorek, 12 czerwca 2012

Mała fotorelacja

Jeszcze mała fotorelacja z zawodów, zdjęcia opublikowane na portalu Biegam po Łodzi.
Relaksik po biegu:


 Rozdanie nagród:


Dzisiaj ponieważ Kasia jest chora a Korba z Pajką cały dzień byczyły się na działce, wyszłam sobie wieczorkiem pobiegać sama po dolince.  Zrobiłam 2 pętle czyli 7km, chwilami całkiem szybkim tempem i teraz czuję przyjemne zmęczenie :)
Mam nadzieję że już niedługo pojedziemy do lasu, chyba się zaczynam uzależniać od tych naszych wspólnych wypraw :)

niedziela, 10 czerwca 2012

II miejce w Dog Orient :)


Wczoraj byłam z psiajuchami na zawodach Dog Orient w Budach Grabskich (pod Skierniewicami). Ponieważ musiałyśmy tam być przed 8:30, wyjechałyśmy z domu o 6:30 (pobudka o 5:00 żeby zdążyć spakować wszystkie potrzebne rzeczy i zjeść śniadanie).  Jechała z nami Kasia z Fliką więc było wesoło :) Jakoś dotarłyśmy na miejsce (nie bez przygód) i wszystko było super dopóki nie zobaczyłyśmy mapek trasy, którą miałyśmy przebyć. Trasa miała 10km ale ponieważ były to zawody na orientację miałyśmy zaznaczone punkty, które mamy zaliczyć a nie trasę. A mapka szczerze mówiąc była (przynajmniej dla nas) mało czytelna. No ale co zrobić, postanowiłyśmy spróbować się nie zgubić. Jak postanowiłyśmy tak... nie zrobiłyśmy. Zgubiłyśmy się zaraz po starcie szukając pierwszego punktu. Przedzierałyśmy się przez bagna i chaszcze (ścieżka, która wydawała nam się tą z mapki w pewnej chwili po prostu zniknęła). Kiedy w końcu po zrobieniu kilku nadprogramowych kilometrów znalazłyśmy się na właściwej drodze wszyscy nas mijali w odwrotnym kierunku zmierzając do następnego punktu. Całą przewagę, którą zdobyłyśmy na początku, straciłyśmy i zostałyśmy w tyle. No cóż, co zrobić, zaliczyłyśmy pierwszy punkt i pobiegłyśmy dalej. Po tym pechowym początku było już lepiej, powoli nadrobiłyśmy stracony czas biegnąc ile sił (psiaki miały w tym spory udział, ciągnęły nas z wielkim zapałem, chwilami myślałam że nogi pogubię) i kiedy dobiegłyśmy na metę okazało się że przed nami dotarła tylko jedna osoba :) Więc zajęłyśmy drugie i trzecie miejsce :) 
Trasa była super, przez lasy, kilka razy przecinała rzekę, psiaki kąpały się pięć razy w ciągu całej wycieczki. Biegłyśmy od punktu do punktu z małymi przerwami na zastanawianie się nad trasą i kąpiele psów. Zrobiłyśmy w sumie na pewno ponad 12km, dokładnie ciężko powiedzieć. Po dotarciu na metę wzięłyśmy prysznic, nakarmiłyśmy psiaki i zaległyśmy całą naszą bandą w cieniu pod drzewem na relaksik. To był najlepszy moment całego dnia :) 


W nagrodę za II miejsce psiory dostały karmę + różne gadżety (miskę, kostki itp.).  jak dotarłyśmy do domu to jeszcze dostały na kolację puszkę karmy, którą też dostały a ponieważ nigdy nie jedzą puszek był to dla nich niezły przysmak :) Wszyscy byli zadowoleni i zmęczeni dniem pełnym wrażeń, ja padłam spać przed 22:00.


środa, 6 czerwca 2012

Gdzie to lato?


Dziś kolejny poranek z pobudką o 6 rano, na dworze zimno, niby 10 stopni ale zimny wiatr powodował że w ogóle nie czuć że to już czerwiec. No ale do biegania temperatura idealna, dla psów mogłoby być nawet chłodniej. Psiaki rwały do przodu więc biegłyśmy dobrym tempem, uczę się powoli dopasowywać tempo do psów i nie hamować (między innymi od hamowania miałam w zeszłym roku duże problemy z kolanami i przez jakiś czas w ogóle nie mogłam biegać z psami), rozluźniam mięśnie i daję się "ponieść". Oczywiście w pewnym momencie wysiada mi kondycja więc jest jeszcze sporo do wypracowania. Dziś pod koniec biegu czułam zmęczenie, myślałam że to przez to że rano mam mniej siły ale potem okazało się że zrobiłyśmy naszą trasę o 10 min. szybciej niż zwykle (50 min. zamiast godziny), więc być może to dlatego. Ostatni odcinek już nawet nie miałam ochoty rozmawiać i biegłyśmy sobie w milczeniu.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Miła niespodzianka :)


Ponieważ w piątek od rana padało, piątkowe bieganie zostało przełożone na niedzielne późne popołudnie. O 19 byłyśmy w lesie (razem z Kasią i Fliką) i wyruszyłyśmy na trochę dłuższą trasę, którą zaplanowałyśmy wcześniej. Psiaki chyba bardzo zadowolone z wyprawy narzuciły nam z początku ostre tempo. Ale ja też po kilkudniowej przerwie miałam dużego powera i nie mogłam się już tego treningu doczekać. Po spędzeniu całego dnia przed komputerem na wykańczaniu pracy dyplomowej (mam już jej dosyć) ten wieczorny wypad był cudowny. Trasa przeleciała nam strasznie szybko, i okazało się że zaplanowane 10km przebiegłyśmy w godzinę :) Na sam koniec jeszcze sprawdziłam czy psiory pamiętają komendę szybciej, pamiętały i kawałek przebiegłyśmy sprintem. To jest niesamowite że odkąd biegamy razem przestałam zwracać uwagę na zmęczenie, i przez to prawie go nie odczuwam.
Jak wracałyśmy to Kasia powiedziała mi że właśnie kończy się konkurs fotograficzny na którym można wygrać start w imprezie Dog Orient na którą planowałyśmy się wybrać, więc już jakoś chyba po 22 wysłałam kilka zdjęć (temat aktywne spędzanie czasu z psem), konkurs zorganizowany przez Psiewedrowki.pl. I dziś dostałam informację że wygrałam start :) Strasznie miła niespodzianka, no i teraz to już nie ma możliwości żeby nie pojechać :)

wtorek, 29 maja 2012

Ciężki poranek

Piąta trzydzieści rano dzwoni budzik, wyłączam go i przewracam się na drugi bok. "Nie mam dziś siły, nie wyspałam się, nie dam rady". Już prawie śpię kiedy uświadamiam sobie że przecież jestem umówiona. "Dlaczego?" tłucze się po mojej głowie, "Po co mi to?" Zwlekam się z łóżka i szukam rzeczy dla siebie i dla psów. Psy radośnie kręcą mi się pod nogami, prawie się wywalam. Wychodzę z domu i jedziemy z Kasią i Fliką do lasu. Okazuje się że zapomniałam linki do biegania dla psów. Przypinam je do dwóch smyczek od kluczy i kluczyków do samochodu. Przy pierwszej wiewiórce oba karabinki pękają. Przywiązuję je na supeł. Przebiegamy 8km, na koniec psy wskakują do jeziora. Kiedy wracamy do domu cały samochód śmierdzi bajorem. Idę do domu i przesypiam dwie godziny. Jak dobrze że zaczynam dziś pracę o 12:30.

piątek, 25 maja 2012

Jak dobrze zacząć dzień :)

Dziś pobudka 6:00 rano, oj nie chciało się wstawać. Pewnie gdyby nie to że byłam umówiona z Kasią to by się skończyło na przekręceniu się na drugi bok w mięciutkiej pościeli :) No ale nie ma lekko, trzeba było zacisnąć zęby i wyczołgać się z łóżka. Potem już poszło z górki :) O 6:45 byłam z psiorami w umówionym miejscu, hops do samochodu i do lasu. Dziś pogoda do biegania idealna, tylko 12 stopni ale słoneczko świeciło i dodawało energii. Nie było gorąco i biegło się bardzo dobrze, wszystkie 3 psy trzymały równe tempo a my za nimi. Dziś biegłyśmy inną trasą, zresztą bardzo fajną, w lesie cisza i spokój, po prostu cudownie. Tak sobie biegłyśmy i biegłyśmy i biegłyśmy, aż w końcu jak dobiegłyśmy do celu (zrobiłyśmy dużą pętlę) to okazało się że biegałyśmy godzinę, jakieś 8-10km mniej więcej. Psiajuchy zadowolone, pojadły jeszcze trochę świeżej trawki zanim ruszyłyśmy w drogę powrotną. W drodze do domu kupione jeszcze świeże grahamki na śniadanie, potem kąpiel, kawka i dopiero praca. I pomyśleć że mogłam spać dwie godziny dłużej i po wstaniu od razu szykować się do pracy. Nie ma to jak dobrze zacząć dzień :)


środa, 23 maja 2012

Powrót do lasu


Wczoraj wydarzyła się rzecz niesamowita: zerwałam się z łóżka o 5:30 rano żeby pojechać do lasu na poranne bieganie zanim zrobi się gorąco. Nie wiem jak to delikatnie określić, ale ja chyba po prostu zwariowałam. Nie pamiętam czy kiedykolwiek w czasie mojego długiego życia zerwałam się o takiej godzinie z własnej woli. Jedyne pocieszenie że nie tylko mi odbiło bo jak wyszłam z domu to na dworze czekała już Flika (do której znowu przyczepiła się jej uparta pani). Tak więc całą pięcio osobowo-zwierzęcą ekipą zapakowałyśmy się do samochodu i pojechałyśmy. 
Do lasu dotarłyśmy ok. 7:00 (byłam naiwna myśląc że przed 7 nie będzie korków), w lesie na szczęście chłodniej i cień i w ogóle przyjemnie ale psy i tak się skąpały w pierwszym napotkanym jeziorku, prawie nas wciągając za sobą. Trzy psy to już nie przelewki więc duch rywalizacji unosił się w powietrzu, Flika na początku tak ciągnęła że prawie płuca wypluła ale później trochę zmądrzała i wszystkie psy biegły równym tempem. Biegało nam się niesamowicie dobrze, jednak las to zupełnie co innego niż dolinka, no i w 2 osoby też raźniej się śmiga :) Biegałyśmy trochę mniej niż godzinę, skończyłyśmy o 8. Już dawno nie miałam tak przyjemnego treningu, psiaki chyba też szczęśliwe po powrocie na stare leśne ścieżki :)

piątek, 18 maja 2012

W kupie raźniej


Ponieważ z motywacją do regularnego biegania bywa różnie, a nieużywana kondycja ma dziwne tendencje do zanikania, postanowiłam wypróbować zasadę że trudniej odpuścić sobie trening jeśli nie biega się samemu. Tak więc korzystając z okazji że kumpela Korby i Pajki - Flika postanowiła trochę poćwiczyć kondycję (co prawda w bieganiu trochę jej przeszkadza pani, która jak na złość przyczepiła się do niej linką, no ale jak wiadomo ludzie mają dziwne pomysły), postanowiłyśmy pobiegać wspólnie. Ambitny plan to biegi co drugi dzień, na razie mamy za sobą dwa wspólne wypady po dolince ale w planach są również treningi w lesie. Dziś zrobiłyśmy trasę ponad 6,5km, zmęczenie umiarkowane :)

Ponieważ jest już dosyć ciepło już jakiś czas temu zaprzestałam treningów rowerowych z psami, zamieniając je na bardziej rekreacyjny (dla psów) canicross. Po dolince suki biegają luzem, mogą się w każdej chwili schłodzić w wodzie, w lesie oczywiście nie ma takiej opcji i tam jak na prawdziwe zaprzęgowce przystało biegają w uprzężach. Ale i tak są przeszczęśliwe jak mogą biegać po lesie :)

środa, 9 maja 2012

Bieszczadzki Rajd Dogtrekingowy


Mimo że już upłynęło trochę czasu odkąd wróciliśmy z Bieszczad, nie mogłam się jakoś zebrać do opisania wrażeń (które były niesamowite). No ale lepiej późno niż wcale :)
Rajd miał miejsce 29 kwietnia, do przebycia była trasa o długości 25km z kilkoma szczytami po drodze. Szczerze mówiąc nie byliśmy pewni czy damy radę tej trasie (była to wersja hard) no ale raz się żyje :) 
Oczywiście nie obyło się bez przygód, kiedy już szykowaliśmy się do wyruszenia na start przez moją nieuwagę (żeby nie napisać głupotę) psiory dały nogę do lasu. Okazało się że ośrodek w którym byliśmy był ogrodzony tylko z jednej strony i suki zorientowały się szybciej niż ja :( Najadłam się strachu, godzinę spędziłam na przeczesywaniu okolicy (Janek i Ewa szukali z drugiej strony), kiedy już zastanawiałam się czy jest sens wspinać się po tej akurat ścieżce (psy przecież mogły być wszędzie) suki nagle wyłoniły się z lasu. Wszystko dobrze się skończyło a ja mam nauczkę na przyszłość.
Na start dotarliśmy z godzinnym opóźnieniem, na szczęście organizatorzy poczekali na nas, wyposażyli w mapki i pokierowali na szlak. Początek był ciężki. Potem okazało się że pierwsze podejście było najbardziej strome ale na początku nikt tego nie wiedział i część wycieczki miała chwile zwątpienia i coś nawet szemrała o trasie light. Ja od chwili odnalezienia psów byłam w euforii więc zwątpienie mnie nie dopadło :) A dalej szło się już dużo lepiej, widoki cudowne, orzeźwiający wiatr i nawet ku wielkiej radości psów śnieg, w którym się kładły, tarzały, kopały dziury.


Po przejściu kilkunastu kilometrów nawet psiaki zaczęły odczuwać zmęczenie:





Mimo to cała nasza 5 osobowa (wliczając psy) ekipa bohatersko dotarła do celu. A następnego dnia był już tylko zasłużony relaks:


Bieszczady są przepiękne:



wtorek, 17 kwietnia 2012

Dla Buby


 Pewnego dnia
wyjdę z domu o świcie,
tak cicho,
że nawet się nie zbudzicie.

I pójdę,
i będę wędrować po świecie,
i nigdy mnie nie znajdziecie.
I nie wezmę ze sobą nikogo,
tylko tego małego chłopaka,
co wczoraj na schodach płakał
i bał się wrócić do domu,
a dlaczego
to tego
nie chciał powiedzieć nikomu.

I jeszcze weźmiemy ze sobą
tego czarnego kotka,
co miauczy zmarznięty na progu
i każdy odpycha go nogą,
i nie chce go wpuścić do środka.

I będziemy tak szli i szli
drogami, lasami, polami,
i każdy dzieciak,
i każdy pies
będzie mógł iść razem z nami.

I będziemy tak szli i szli
aż kiedyś,
po latach wielu,
staniemy wreszcie u celu.
I będzie tam ciepła ziemia
i dużo, dużo nieba,
i każdy będzie miał to,
czego najbardziej mu trzeba.

I będzie wspaniale.
Tak!
I niczego nie będzie nam brak!
I tęsknić nie będę wcale!
I tylko czasami, czasami
pomyślę,
że byłoby dobrze,
gdybyście wy
byli z nami...

Danuta Wawilow "Wędrówka".

Przeczytałam dziś ten wiersz, który napisała mama mojego dawnego kolegi i pomyślałam że to o tym miejscu w którym czeka na mnie Bubelinka. Strasznie za nią tęsknię :( :(

Wiosna idzie...

 

Dziś rano po wielu dniach szarości i deszczu obudziło mnie słoneczko :) Ponieważ zaplanowałam na dziś wyprawę do lasu, wyskoczyłam z łóżka, zgarnęłam zaspane psiajuchy i wyruszyłyśmy (w międzyczasie co prawda zmarnowałam z pół godziny na mycie zębów, szukanie zaginionych spodenek rowerowych, które znalazły się w pralce i okazało się że nie wyprały się same, ech... i inne głupoty). No ale najważniejsze że o 8:00 rano byłyśmy już w lesie, po drodze minęłam gigantyczny korek w którym ludzie sunęli do pracy i uświadomiłam sobie jakie ja mam szczęście bo już po chwili słuchałam ćwierkania ptaków i obserwowałam zieleniące się powoli drzewa. Niesamowite uczucie poczuć z rana budzącą się przyrodę, obiecałam sobie że następnym razem będę tam jeszcze wcześniej :) 
Psiory miały dziś swój dobry dzień, Korba od samego początku leciała przed siebie jak szalona, ma jednak psica potencjał tylko nie zawsze jej się chce. Pajeczka na początku troszkę w tyle zostawała, ale jak się rozkręciła to już mniej więcej w połowie trasy to ona była lekko z przodu. Dziś trochę było problemów z komendami prawa, lewa, suki albo były rozkojarzone albo wiosna uderzyła im do głowy i stwierdziły że dziś one będą decydować gdzie jedziemy. W pewnym momencie spodobała im się bardzo jedna ścieżka, ja juz chciałam zawracać ale jak zobaczyłam ich entuzjazm to dałam się "powieźć" tam gdzie chciały, jak szalone wypadłyśmy z lasu i pędziłyśmy ścieżką między lasem a polem, widok był piękny, wiosenne słoneczko i zielona trawka. 
Mimo to, było dosyć chłodno, w lesie tylko 5 stopni i mimo 2 bluz i faktu że chwilami ostro musiałam pedałować żeby nadążyć za psami, nie było mi za gorąco. A pedałować musiałam bo psice dziś osiągnęły szybkość 28km/h, nie sądziłam że są zdolne do takiej prędkości. Ja sama po lesie i miękkim podłożu w życiu bym tyle nie ujechała, jechałam dziś po południu na ursynów i 25km/h to niezłe tempo było (było mi zimno więc zasuwałam żeby się rozgrzać). Zdarza mi się jeździć szybciej ale jak jest z górki albo z wiatrem a dziś w lesie bez tego pędziłyśmy. Oczywiście takie tempo nie trwało długo ale 20km/h utrzymywałyśmy przez większość dystansu. Przejechałyśmy w sumie 15km, pod koniec już spokojniejszym tempem.



Suńki zadowolone i zmęczone, jak wracałyśmy przysypiały w samochodzie. Po powrocie dostały śniadanko bo odzyskały ostatnio apetyt (wcześniej przez jakiś czas było z tym kiepsko) i wcinają ze smakiem.
A po śniadanku czas na sjestę: 


piątek, 13 kwietnia 2012

Ślisko, mokro, zimno czyli dzień z serii gdzie ta cholerna wiosna :)


Wstałam dziś o 6:30 rano żeby pojechać z psami do lasu na poranny trening. Pogoda nas nie rozpieszczała dziś, jak wychodziłyśmy z domu ok. 7:00 jeszcze nie padało ale już w drodze zaczęło. Temperatura 4 stopnie czyli dość zimno. No ale skoro wyruszyłyśmy to już nie było odwrotu :) Poza tym miałam dziś do przetestowanie nowe miejsce i nowy licznik rowerowy. Tak więc nie zważając na pogodę ruszyłyśmy na trasę. Warunki były dość ciężkie, padało, było ślisko, nowa trasa oznaczała niewiadomą co przed nami, oczywiście mnóstwo zwalonych pni po drodze i tym podobnych atrakcji. Nie obyło się bez upadku, wpadłam w poślizg na jakiejś bliżej nie zidentyfikowanej powierzchni i spadłam z roweru. Pierwsza myśl: nowy licznik!!! Jak już wspominałam poprzedni stracił życie w podobnych okolicznościach. Na szczęście nic mu się nie stało ale dopiero teraz zrozumiałam jak dobrą decyzją było kupno licznika bezprzewodowego bo kierownica się skręciła i najprawdopodobniej już by było po kabelku. 
Pomimo ciężkich warunków zrobiłyśmy trasę 10,5km a maksymalna prędkość z jaką jechałyśmy/biegłyśmy to 24km/h. Może nie jest to porażający pęd ale jak na jazdę po miękkim podłożu i śliskich liściach, myślę że jest całkiem nieźle. Nie chcę nawet wspominać jak wyglądały psy i rower po tej wyprawie...


poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Bajkiem przez las


Dziś rano w końcu obudziło nas słoneczko. Po ostatnim tygodniu szarości zrobiło się trochę weselej. Chociaż nadal zimno: 3 stopnie. Po wczorajszym bieganiu trochę mnie bolały mięśnie, więc trzeba je było trochę rozruszać. Z okazji lanego poniedziałku (który i ja i psice odczułyśmy boleśnie na własnej skórze, niby tylko mała psikawka ale woda lodowata brrrr!) postanowiłam zrobić trening rowerowy w lesie. Zapakowałam sprzęty (muszę coś wymyślić z bagażnikiem na rower bo ciągłe ściąganie i zakładanie kół i upychanie roweru w bagażniku jest trochę męczące) i pojechaliśmy. Suki się na początku trochę zdekoncentrowały bo kiedy ja składałam rower pojawiły się dwie wiewiórki ale i tak od samego początku bardzo dobrze biegły. Wybierałam jak zwykle wąskie ścieżki więc kilka razy byłam bliska upadku ale dziś jest mój szczęśliwy dzień bo ani razu nie leżałam :) Największymi przeszkodami są zwalone drzewa, których niestety na tych dzikich ścieżynkach jest sporo. Trening jak zwykle interwałowy: na przemian galop i kłus. Muszę przyznać że ja też całkiem nieźle się napedałowałam, bo nie chciałam spowalniać suniek jak pędziły galopem i musiałam trzymać ich tempo co na nierównej ścieżce z korzeniami i liśćmi nie jest takie proste. Mam w planie kupić w końcu licznik rowerowy (poprzedni zginął śmiercią tragiczną dwa lata temu kiedy jechałyśmy przez las i Korba nagle dała susa w bok. Ja zaliczyłam skok z roweru na główkę a licznik stracił kabelek). Ciekawa jestem ile km robimy w czasie jednego treningu (na moje oko ok. 10 ale nie jestem pewna) i z jaką prędkością jeździmy/biegamy. 
Po treningu suczki powylegiwały się trochę na trawce pod lasem i pogrzały w wiosennym słoneczku, potem wróciliśmy do domu a teraz oczywiście śpią. A pani pije kawkę i wcina świąteczne ciasto :)

niedziela, 8 kwietnia 2012

Świąteczne szaleństwo

Kolejny szary, zimny poranek, na termometrze 3 stopnie. Coś wiosna w tym roku się nie spieszy. Jeden plus jest taki że to dobra pogoda na treningi z psami więc staram się korzystać póki się da :) Wczoraj psiaki miały dosyć kiepski dzień ponieważ po jednym dłuższym spacerze rano cały dzień spędziły pod świątecznym stołem. Byliśmy na obiedzie u moich rodziców, który przeciągnął się do wieczora. Dziś rano jako że to święta chciałam sobie trochę pospać więc wyszłyśmy na "poranne" bieganie koło dziesiątej. Psy oszalały ze szczęścia. Korba biegała jak nakręcona, Pajka za nią, przez chaszcze, błoto, wodę itp. Prawie przez cały czas rozpierała je energia, dopiero pod koniec trochę zwolniły. Ja biegłam sobie spokojnym tempem za nimi. Biegałyśmy jak zwykle 45min. potem jeszcze trochę spaceru dla rozluźnienia. Wiał zimny wiatr więc w drodze do domu jeszcze trochę podbiegłyśmy bo zimno mi się zrobiło w mokrych od potu ciuchach. Psiaki się wylatały konkretnie i znowu po powrocie do domu padły spać :)

piątek, 6 kwietnia 2012

W szary, zimny poranek

Ponieważ nie ma nic lepszego na poprawę humoru niż zrobić coś pozytywnego z rana, wskoczyłam dziś w biegowe spodenki i o 8 wybiegłam z domu. Psy oczywiście za mną (a właściwie przede mną). Pogoda nie była zbyt zachęcająca, szaro i 3 stopnie na termometrze, brrr... No ale była to bardzo dobra motywacja żeby jak najszybciej się rozgrzać :) Tak więc popędziłyśmy przez błoto i zeszłoroczną trawę, wiosny ani widu ani słychu, ale co zrobić. Biegałyśmy w sumie ok. godziny z małą przerwą na polowanie i odtransportowanie do właścicielki psiego uciekiniera. Jak ja się cieszę że Korba i Pajka przestały uciekać, jak sobie przypomnę pierwsze dwa lata naszego wspólnego życia to się dziwię że całkiem siwa nie jestem. No ale dziś suki dzielnie pomagały w łapaniu Rudego, nawet pewnie nie pamiętając że kiedyś to za nimi tak musiałam biegać. Ostatni "popis" dały pół roku temu, tzw. Masakra na plebanii skończyła się bilansem strat wynoszącym 4 kury, 200zł za kury + 200zł mandatu. Ech ale jak stare polskie przysłowie mówi: co było a nie jest nie pisze się w rejestr ;)  
Życie jest przecież piękne:



niedziela, 1 kwietnia 2012

Bikejoring w śnieżycy

Dziś miałam jechać z psicami na kilkuosobowy trening poza Warszawą ale ponieważ został odwołany musiałyśmy się zadowolić wyprawą do lasu kabackiego :) Wbrew pozorom pogoda okazała się całkiem ok, 2 stopnie to dla psiaków bardzo dobra temperatura, ja też się szybko rozgrzałam pedałując za nimi. Kiedy w pewnym momencie dopadła nas śnieżyca byłyśmy już tak rozgrzane i nakręcone jazdą/biegiem że tylko jeszcze zwiększyłyśmy tempo. Pewnie gdyby taka śnieżyca zdarzyła się przed wyruszeniem, trochę by mnie zniechęciła ale już w lesie w trakcie treningu okazała się całkiem fajnym doświadczeniem :)
Korba z Pajką bardzo dobrze dziś biegły, coraz dłuższe odcinki pokonują galopem, nie wiem czy u psów też tak to się nazywa ale wiadomo o co chodzi ;) Bardzo dobrze reagują na komendę szybciej (przejście z kłusa do galopu) i wolniej (na odwrót). Było też 2 razy ćwiczenie omijania psa i się udało co jest sukcesem bo za każdym razem kiedy widzą psa na swojej drodze chcą się zatrzymać i przywitać. 
Na koniec trochę obserwacji z dzisiejszego wypadu: Pajka jest typem bardziej sportowym, bardzo dużo daje z siebie przez co czasem pod koniec treningu ma mniej siły niż Korba, poza tym skupia się na biegu i bardzo dobrze reaguje na komendy. Korba to typ bardziej myśliwski, jej frajdę sprawia nie samo bieganie tylko bieganie po leśnych ścieżkach, rozgląda się na boki przez co czasami spowalnia Pajkę. Poza tym chyba nie rozwija wszystkich swoich możliwości bo pod koniec treningu ma więcej siły niż Pajka. Ale generalnie jestem bardzo zadowolona z obu psiajuch bo robią duże postępy.
Cały trening trwał w sumie 1,20h, po powrocie do domu obie psice padły i śpią do teraz :)


piątek, 30 marca 2012

Szalone gonitwy wieczorową porą

Dziś miałyśmy (ja i psiajuchy) kolejny wieczorny trening biegowy, bardzo przyjemny, mimo że pogoda dziś cały dzień szalała (słońce i grad na przemian).  Wieczorem było dosyć chłodno i psy szalały, ganiały się, skakały, ścigały między sobą.  Rozpierała je energia :) Ja zadowoliłam się spokojniejszym tempem ale i tak musiały mnie gonić jak się gdzieś zawąchały.
Przebiegłyśmy w sumie jakieś 5-6 km, biegałyśmy ok. 45 min. Po bieganiu zrobiłam jeszcze 35 brzuszków i trochę rozciągania. Psicom wyostrzył się apetyt bo po powrocie zjadły całą kolację bez wybrzydzania (co im się ostatnio zdarza). Teraz już smacznie chrapią a mnie przyjemnie bolą mięśnie :)
Znalazłam ostatnio informację że w lesie kabackim odbywają się cyklicznie biegi na 10km, mam w planach pobiec w jednym z nich jeszcze tej wiosny :) Szkoda że nie można zabrać psów.
Na koniec śpiąca Pajeczka:

piątek, 23 marca 2012

Free running

Dziś zrobiłam sobie i psicom wieczorny trening biegowy, pogoda była piękna, jakoś przed zachodem słońca wyszłyśmy, było bardzo przyjemnie. Korba z Pajką biegły luzem (byłyśmy na dolince), trzymały się obok mnie bardzo ładnie i fajnie nam się biegło razem. Psiory trochę się poganiały, powskakiwały do kanałku jak było im za gorąco ale cały czas musiały trzymać tempo bo nie czekałam na nie :) Biegałyśmy 40 minut, potem jeszcze trochę połaziłyśmy bo wieczór był przepiękny. 


A teraz wracam do robienia strony internetowej :)

środa, 21 marca 2012

Dziki, bagna i lot przez kłodę


Wczorajszy dzień można zaliczyć do udanych: wielki siniec na nodze, błoto na twarzy i psy śmierdzące bagnem. No ale może od początku. Po otworzeniu rano jednego oka stwierdziłam że w taki piękny poranek nie można nie pojechać do lasu. Jak pomyślałam tak zrobiłam, zapakowałam psy i rower do samochodu (dochodzę już do mistrzostwa w zdejmowaniu i zakładaniu kół i wciskaniu roweru do bagażnika) i pojechałyśmy. Ponieważ jeżdżenie po udeptanych leśnych drogach jest nudne postanowiłam pozwiedzać trochę nieznanych dotąd ścieżynek. Psy tylko na to czekały, rzuciły się pędem przez gęstwiny w nadziei na wytropienie jakiegoś zwierza, a ja rozpaczliwie próbowałam nie spaść z roweru i dotrzymać im kroku w pedałowaniu. Pierwszą atrakcją były powalone drzewa, które przecinały naszą trasę mniej więcej co kilkaset metrów, niektóre były nieduże i udawało mi się po nich przejechać, częściej jednak musiałam zeskakiwać z roweru i go przenosić, po czym szybko na niego wskakiwać żeby psy nie zdążyły go z pode mnie wyciągnąć. Następnym urozmaiceniem było bagienko w które wpadłyśmy znienacka co się odbiło na mojej twarzy no ale mała maseczka błotna jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Prawdziwą przygodą było dopiero napotkanie na naszej drodze stada dzików. Z wrażenia aż się zatrzymałam. Na szczęście dziki stały z boku i tylko Pajka je zauważyła bo biegła po ich stronie bo bałam się że nie utrzymam ich obu jeśli będą chciały za nimi pogonić. Po chwili ruszyłyśmy sobie raźno dalej a ja dopiero dziś wyczytałam że dzik potrafi osiągnąć prędkość 60km/h więc jak się wścieknie to nawet na rowerze nie da rady przed nim uciec! 


Na koniec tej wspaniałej wyprawy zaliczyłam jeszcze krótki lot przez zwalone drzewo (wydawało mi się że dam radę po nim przejechać ale rower był innego zdania) i wylądowałam na ziemi po drugiej stronie. Nabiłam sobie siniaka na nodze ale nie mogłam za długo rozkoszować się leżeniem na ziemi bo psy postanowiły zlizać błotko z mojej twarzy.
Nasza beztroska wycieczka po lesie trwała niewiele ponad godzinę ale wrażeń starczy mi na długo.

poniedziałek, 19 marca 2012

Wiosna, błoto i las :)


W ostatnim tygodniu byłam z psiorami na 3 treningach rowerowych, na skarpie, w Kampinosie i na Młocinach. Te dwa ostatnie były zbiorowe, było kilkanaście psów w sumie. Korba z Pajką były trochę zdziwione tak licznym towarzystwem ale chyba im się podobało bo w Kampinosie biegły jak szalone próbując wyprzedzać co się da :) W sumie trasa miała jakieś 12-15km, oczywiście były przerwy na odpoczynek bo tempo było naprawdę spore, po drodze sporo błota i wody czyli to co psy kochają. Ja też dawałam z siebie wszystko żeby nie opóźniać naszego teamu, pedałowałam zażarcie przez błoto i inne atrakcje, chwilami jazda była naprawdę niesamowita. 


Jak dotarliśmy do końca trasy, mogłam spokojnie odpiąć je ze smyczy mimo że byliśmy w lesie, nie miały ochoty na żadne polowanie, poległy w cieniu i nawet uchem nie ruszyły :) Następnego dnia (w niedzielę) miałam już im darować kolejny trening, myślałam że może będą miały zakwasy bo nasze dotychczasowe bieganie było o wiele bardziej spokojne (musiały mnie wlec za sobą przecież), ale obie zerwały się o świcie (czytaj o 7) z takim zapałem że stwierdziłam a co tam, raz się żyje i pojechałyśmy na Młociny. Tam niestety trochę gorsze tereny bo to jednak nie kampinos ale też fajnie było, trasa krótsza w sam raz na rozruszanie po poprzednim dniu. 


Na koniec trochę relaksu i integracji z psim towarzystwem:


A pod wieczór jeszcze wyszłam na dolinkę na rower (taka była super pogoda że nie mogłam sobie darować) i psiory jeszcze sobie luzem za rowerkiem pohasały :) Dawno już nie miałyśmy tak intensywnego weekendu :) 
Tylko strona internetowa, którą mam robić na pracę dyplomową jakoś się nie chce zacząć :0