wtorek, 17 kwietnia 2012

Dla Buby


 Pewnego dnia
wyjdę z domu o świcie,
tak cicho,
że nawet się nie zbudzicie.

I pójdę,
i będę wędrować po świecie,
i nigdy mnie nie znajdziecie.
I nie wezmę ze sobą nikogo,
tylko tego małego chłopaka,
co wczoraj na schodach płakał
i bał się wrócić do domu,
a dlaczego
to tego
nie chciał powiedzieć nikomu.

I jeszcze weźmiemy ze sobą
tego czarnego kotka,
co miauczy zmarznięty na progu
i każdy odpycha go nogą,
i nie chce go wpuścić do środka.

I będziemy tak szli i szli
drogami, lasami, polami,
i każdy dzieciak,
i każdy pies
będzie mógł iść razem z nami.

I będziemy tak szli i szli
aż kiedyś,
po latach wielu,
staniemy wreszcie u celu.
I będzie tam ciepła ziemia
i dużo, dużo nieba,
i każdy będzie miał to,
czego najbardziej mu trzeba.

I będzie wspaniale.
Tak!
I niczego nie będzie nam brak!
I tęsknić nie będę wcale!
I tylko czasami, czasami
pomyślę,
że byłoby dobrze,
gdybyście wy
byli z nami...

Danuta Wawilow "Wędrówka".

Przeczytałam dziś ten wiersz, który napisała mama mojego dawnego kolegi i pomyślałam że to o tym miejscu w którym czeka na mnie Bubelinka. Strasznie za nią tęsknię :( :(

Wiosna idzie...

 

Dziś rano po wielu dniach szarości i deszczu obudziło mnie słoneczko :) Ponieważ zaplanowałam na dziś wyprawę do lasu, wyskoczyłam z łóżka, zgarnęłam zaspane psiajuchy i wyruszyłyśmy (w międzyczasie co prawda zmarnowałam z pół godziny na mycie zębów, szukanie zaginionych spodenek rowerowych, które znalazły się w pralce i okazało się że nie wyprały się same, ech... i inne głupoty). No ale najważniejsze że o 8:00 rano byłyśmy już w lesie, po drodze minęłam gigantyczny korek w którym ludzie sunęli do pracy i uświadomiłam sobie jakie ja mam szczęście bo już po chwili słuchałam ćwierkania ptaków i obserwowałam zieleniące się powoli drzewa. Niesamowite uczucie poczuć z rana budzącą się przyrodę, obiecałam sobie że następnym razem będę tam jeszcze wcześniej :) 
Psiory miały dziś swój dobry dzień, Korba od samego początku leciała przed siebie jak szalona, ma jednak psica potencjał tylko nie zawsze jej się chce. Pajeczka na początku troszkę w tyle zostawała, ale jak się rozkręciła to już mniej więcej w połowie trasy to ona była lekko z przodu. Dziś trochę było problemów z komendami prawa, lewa, suki albo były rozkojarzone albo wiosna uderzyła im do głowy i stwierdziły że dziś one będą decydować gdzie jedziemy. W pewnym momencie spodobała im się bardzo jedna ścieżka, ja juz chciałam zawracać ale jak zobaczyłam ich entuzjazm to dałam się "powieźć" tam gdzie chciały, jak szalone wypadłyśmy z lasu i pędziłyśmy ścieżką między lasem a polem, widok był piękny, wiosenne słoneczko i zielona trawka. 
Mimo to, było dosyć chłodno, w lesie tylko 5 stopni i mimo 2 bluz i faktu że chwilami ostro musiałam pedałować żeby nadążyć za psami, nie było mi za gorąco. A pedałować musiałam bo psice dziś osiągnęły szybkość 28km/h, nie sądziłam że są zdolne do takiej prędkości. Ja sama po lesie i miękkim podłożu w życiu bym tyle nie ujechała, jechałam dziś po południu na ursynów i 25km/h to niezłe tempo było (było mi zimno więc zasuwałam żeby się rozgrzać). Zdarza mi się jeździć szybciej ale jak jest z górki albo z wiatrem a dziś w lesie bez tego pędziłyśmy. Oczywiście takie tempo nie trwało długo ale 20km/h utrzymywałyśmy przez większość dystansu. Przejechałyśmy w sumie 15km, pod koniec już spokojniejszym tempem.



Suńki zadowolone i zmęczone, jak wracałyśmy przysypiały w samochodzie. Po powrocie dostały śniadanko bo odzyskały ostatnio apetyt (wcześniej przez jakiś czas było z tym kiepsko) i wcinają ze smakiem.
A po śniadanku czas na sjestę: 


piątek, 13 kwietnia 2012

Ślisko, mokro, zimno czyli dzień z serii gdzie ta cholerna wiosna :)


Wstałam dziś o 6:30 rano żeby pojechać z psami do lasu na poranny trening. Pogoda nas nie rozpieszczała dziś, jak wychodziłyśmy z domu ok. 7:00 jeszcze nie padało ale już w drodze zaczęło. Temperatura 4 stopnie czyli dość zimno. No ale skoro wyruszyłyśmy to już nie było odwrotu :) Poza tym miałam dziś do przetestowanie nowe miejsce i nowy licznik rowerowy. Tak więc nie zważając na pogodę ruszyłyśmy na trasę. Warunki były dość ciężkie, padało, było ślisko, nowa trasa oznaczała niewiadomą co przed nami, oczywiście mnóstwo zwalonych pni po drodze i tym podobnych atrakcji. Nie obyło się bez upadku, wpadłam w poślizg na jakiejś bliżej nie zidentyfikowanej powierzchni i spadłam z roweru. Pierwsza myśl: nowy licznik!!! Jak już wspominałam poprzedni stracił życie w podobnych okolicznościach. Na szczęście nic mu się nie stało ale dopiero teraz zrozumiałam jak dobrą decyzją było kupno licznika bezprzewodowego bo kierownica się skręciła i najprawdopodobniej już by było po kabelku. 
Pomimo ciężkich warunków zrobiłyśmy trasę 10,5km a maksymalna prędkość z jaką jechałyśmy/biegłyśmy to 24km/h. Może nie jest to porażający pęd ale jak na jazdę po miękkim podłożu i śliskich liściach, myślę że jest całkiem nieźle. Nie chcę nawet wspominać jak wyglądały psy i rower po tej wyprawie...


poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Bajkiem przez las


Dziś rano w końcu obudziło nas słoneczko. Po ostatnim tygodniu szarości zrobiło się trochę weselej. Chociaż nadal zimno: 3 stopnie. Po wczorajszym bieganiu trochę mnie bolały mięśnie, więc trzeba je było trochę rozruszać. Z okazji lanego poniedziałku (który i ja i psice odczułyśmy boleśnie na własnej skórze, niby tylko mała psikawka ale woda lodowata brrrr!) postanowiłam zrobić trening rowerowy w lesie. Zapakowałam sprzęty (muszę coś wymyślić z bagażnikiem na rower bo ciągłe ściąganie i zakładanie kół i upychanie roweru w bagażniku jest trochę męczące) i pojechaliśmy. Suki się na początku trochę zdekoncentrowały bo kiedy ja składałam rower pojawiły się dwie wiewiórki ale i tak od samego początku bardzo dobrze biegły. Wybierałam jak zwykle wąskie ścieżki więc kilka razy byłam bliska upadku ale dziś jest mój szczęśliwy dzień bo ani razu nie leżałam :) Największymi przeszkodami są zwalone drzewa, których niestety na tych dzikich ścieżynkach jest sporo. Trening jak zwykle interwałowy: na przemian galop i kłus. Muszę przyznać że ja też całkiem nieźle się napedałowałam, bo nie chciałam spowalniać suniek jak pędziły galopem i musiałam trzymać ich tempo co na nierównej ścieżce z korzeniami i liśćmi nie jest takie proste. Mam w planie kupić w końcu licznik rowerowy (poprzedni zginął śmiercią tragiczną dwa lata temu kiedy jechałyśmy przez las i Korba nagle dała susa w bok. Ja zaliczyłam skok z roweru na główkę a licznik stracił kabelek). Ciekawa jestem ile km robimy w czasie jednego treningu (na moje oko ok. 10 ale nie jestem pewna) i z jaką prędkością jeździmy/biegamy. 
Po treningu suczki powylegiwały się trochę na trawce pod lasem i pogrzały w wiosennym słoneczku, potem wróciliśmy do domu a teraz oczywiście śpią. A pani pije kawkę i wcina świąteczne ciasto :)

niedziela, 8 kwietnia 2012

Świąteczne szaleństwo

Kolejny szary, zimny poranek, na termometrze 3 stopnie. Coś wiosna w tym roku się nie spieszy. Jeden plus jest taki że to dobra pogoda na treningi z psami więc staram się korzystać póki się da :) Wczoraj psiaki miały dosyć kiepski dzień ponieważ po jednym dłuższym spacerze rano cały dzień spędziły pod świątecznym stołem. Byliśmy na obiedzie u moich rodziców, który przeciągnął się do wieczora. Dziś rano jako że to święta chciałam sobie trochę pospać więc wyszłyśmy na "poranne" bieganie koło dziesiątej. Psy oszalały ze szczęścia. Korba biegała jak nakręcona, Pajka za nią, przez chaszcze, błoto, wodę itp. Prawie przez cały czas rozpierała je energia, dopiero pod koniec trochę zwolniły. Ja biegłam sobie spokojnym tempem za nimi. Biegałyśmy jak zwykle 45min. potem jeszcze trochę spaceru dla rozluźnienia. Wiał zimny wiatr więc w drodze do domu jeszcze trochę podbiegłyśmy bo zimno mi się zrobiło w mokrych od potu ciuchach. Psiaki się wylatały konkretnie i znowu po powrocie do domu padły spać :)

piątek, 6 kwietnia 2012

W szary, zimny poranek

Ponieważ nie ma nic lepszego na poprawę humoru niż zrobić coś pozytywnego z rana, wskoczyłam dziś w biegowe spodenki i o 8 wybiegłam z domu. Psy oczywiście za mną (a właściwie przede mną). Pogoda nie była zbyt zachęcająca, szaro i 3 stopnie na termometrze, brrr... No ale była to bardzo dobra motywacja żeby jak najszybciej się rozgrzać :) Tak więc popędziłyśmy przez błoto i zeszłoroczną trawę, wiosny ani widu ani słychu, ale co zrobić. Biegałyśmy w sumie ok. godziny z małą przerwą na polowanie i odtransportowanie do właścicielki psiego uciekiniera. Jak ja się cieszę że Korba i Pajka przestały uciekać, jak sobie przypomnę pierwsze dwa lata naszego wspólnego życia to się dziwię że całkiem siwa nie jestem. No ale dziś suki dzielnie pomagały w łapaniu Rudego, nawet pewnie nie pamiętając że kiedyś to za nimi tak musiałam biegać. Ostatni "popis" dały pół roku temu, tzw. Masakra na plebanii skończyła się bilansem strat wynoszącym 4 kury, 200zł za kury + 200zł mandatu. Ech ale jak stare polskie przysłowie mówi: co było a nie jest nie pisze się w rejestr ;)  
Życie jest przecież piękne:



niedziela, 1 kwietnia 2012

Bikejoring w śnieżycy

Dziś miałam jechać z psicami na kilkuosobowy trening poza Warszawą ale ponieważ został odwołany musiałyśmy się zadowolić wyprawą do lasu kabackiego :) Wbrew pozorom pogoda okazała się całkiem ok, 2 stopnie to dla psiaków bardzo dobra temperatura, ja też się szybko rozgrzałam pedałując za nimi. Kiedy w pewnym momencie dopadła nas śnieżyca byłyśmy już tak rozgrzane i nakręcone jazdą/biegiem że tylko jeszcze zwiększyłyśmy tempo. Pewnie gdyby taka śnieżyca zdarzyła się przed wyruszeniem, trochę by mnie zniechęciła ale już w lesie w trakcie treningu okazała się całkiem fajnym doświadczeniem :)
Korba z Pajką bardzo dobrze dziś biegły, coraz dłuższe odcinki pokonują galopem, nie wiem czy u psów też tak to się nazywa ale wiadomo o co chodzi ;) Bardzo dobrze reagują na komendę szybciej (przejście z kłusa do galopu) i wolniej (na odwrót). Było też 2 razy ćwiczenie omijania psa i się udało co jest sukcesem bo za każdym razem kiedy widzą psa na swojej drodze chcą się zatrzymać i przywitać. 
Na koniec trochę obserwacji z dzisiejszego wypadu: Pajka jest typem bardziej sportowym, bardzo dużo daje z siebie przez co czasem pod koniec treningu ma mniej siły niż Korba, poza tym skupia się na biegu i bardzo dobrze reaguje na komendy. Korba to typ bardziej myśliwski, jej frajdę sprawia nie samo bieganie tylko bieganie po leśnych ścieżkach, rozgląda się na boki przez co czasami spowalnia Pajkę. Poza tym chyba nie rozwija wszystkich swoich możliwości bo pod koniec treningu ma więcej siły niż Pajka. Ale generalnie jestem bardzo zadowolona z obu psiajuch bo robią duże postępy.
Cały trening trwał w sumie 1,20h, po powrocie do domu obie psice padły i śpią do teraz :)