piątek, 30 marca 2012

Szalone gonitwy wieczorową porą

Dziś miałyśmy (ja i psiajuchy) kolejny wieczorny trening biegowy, bardzo przyjemny, mimo że pogoda dziś cały dzień szalała (słońce i grad na przemian).  Wieczorem było dosyć chłodno i psy szalały, ganiały się, skakały, ścigały między sobą.  Rozpierała je energia :) Ja zadowoliłam się spokojniejszym tempem ale i tak musiały mnie gonić jak się gdzieś zawąchały.
Przebiegłyśmy w sumie jakieś 5-6 km, biegałyśmy ok. 45 min. Po bieganiu zrobiłam jeszcze 35 brzuszków i trochę rozciągania. Psicom wyostrzył się apetyt bo po powrocie zjadły całą kolację bez wybrzydzania (co im się ostatnio zdarza). Teraz już smacznie chrapią a mnie przyjemnie bolą mięśnie :)
Znalazłam ostatnio informację że w lesie kabackim odbywają się cyklicznie biegi na 10km, mam w planach pobiec w jednym z nich jeszcze tej wiosny :) Szkoda że nie można zabrać psów.
Na koniec śpiąca Pajeczka:

piątek, 23 marca 2012

Free running

Dziś zrobiłam sobie i psicom wieczorny trening biegowy, pogoda była piękna, jakoś przed zachodem słońca wyszłyśmy, było bardzo przyjemnie. Korba z Pajką biegły luzem (byłyśmy na dolince), trzymały się obok mnie bardzo ładnie i fajnie nam się biegło razem. Psiory trochę się poganiały, powskakiwały do kanałku jak było im za gorąco ale cały czas musiały trzymać tempo bo nie czekałam na nie :) Biegałyśmy 40 minut, potem jeszcze trochę połaziłyśmy bo wieczór był przepiękny. 


A teraz wracam do robienia strony internetowej :)

środa, 21 marca 2012

Dziki, bagna i lot przez kłodę


Wczorajszy dzień można zaliczyć do udanych: wielki siniec na nodze, błoto na twarzy i psy śmierdzące bagnem. No ale może od początku. Po otworzeniu rano jednego oka stwierdziłam że w taki piękny poranek nie można nie pojechać do lasu. Jak pomyślałam tak zrobiłam, zapakowałam psy i rower do samochodu (dochodzę już do mistrzostwa w zdejmowaniu i zakładaniu kół i wciskaniu roweru do bagażnika) i pojechałyśmy. Ponieważ jeżdżenie po udeptanych leśnych drogach jest nudne postanowiłam pozwiedzać trochę nieznanych dotąd ścieżynek. Psy tylko na to czekały, rzuciły się pędem przez gęstwiny w nadziei na wytropienie jakiegoś zwierza, a ja rozpaczliwie próbowałam nie spaść z roweru i dotrzymać im kroku w pedałowaniu. Pierwszą atrakcją były powalone drzewa, które przecinały naszą trasę mniej więcej co kilkaset metrów, niektóre były nieduże i udawało mi się po nich przejechać, częściej jednak musiałam zeskakiwać z roweru i go przenosić, po czym szybko na niego wskakiwać żeby psy nie zdążyły go z pode mnie wyciągnąć. Następnym urozmaiceniem było bagienko w które wpadłyśmy znienacka co się odbiło na mojej twarzy no ale mała maseczka błotna jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Prawdziwą przygodą było dopiero napotkanie na naszej drodze stada dzików. Z wrażenia aż się zatrzymałam. Na szczęście dziki stały z boku i tylko Pajka je zauważyła bo biegła po ich stronie bo bałam się że nie utrzymam ich obu jeśli będą chciały za nimi pogonić. Po chwili ruszyłyśmy sobie raźno dalej a ja dopiero dziś wyczytałam że dzik potrafi osiągnąć prędkość 60km/h więc jak się wścieknie to nawet na rowerze nie da rady przed nim uciec! 


Na koniec tej wspaniałej wyprawy zaliczyłam jeszcze krótki lot przez zwalone drzewo (wydawało mi się że dam radę po nim przejechać ale rower był innego zdania) i wylądowałam na ziemi po drugiej stronie. Nabiłam sobie siniaka na nodze ale nie mogłam za długo rozkoszować się leżeniem na ziemi bo psy postanowiły zlizać błotko z mojej twarzy.
Nasza beztroska wycieczka po lesie trwała niewiele ponad godzinę ale wrażeń starczy mi na długo.

poniedziałek, 19 marca 2012

Wiosna, błoto i las :)


W ostatnim tygodniu byłam z psiorami na 3 treningach rowerowych, na skarpie, w Kampinosie i na Młocinach. Te dwa ostatnie były zbiorowe, było kilkanaście psów w sumie. Korba z Pajką były trochę zdziwione tak licznym towarzystwem ale chyba im się podobało bo w Kampinosie biegły jak szalone próbując wyprzedzać co się da :) W sumie trasa miała jakieś 12-15km, oczywiście były przerwy na odpoczynek bo tempo było naprawdę spore, po drodze sporo błota i wody czyli to co psy kochają. Ja też dawałam z siebie wszystko żeby nie opóźniać naszego teamu, pedałowałam zażarcie przez błoto i inne atrakcje, chwilami jazda była naprawdę niesamowita. 


Jak dotarliśmy do końca trasy, mogłam spokojnie odpiąć je ze smyczy mimo że byliśmy w lesie, nie miały ochoty na żadne polowanie, poległy w cieniu i nawet uchem nie ruszyły :) Następnego dnia (w niedzielę) miałam już im darować kolejny trening, myślałam że może będą miały zakwasy bo nasze dotychczasowe bieganie było o wiele bardziej spokojne (musiały mnie wlec za sobą przecież), ale obie zerwały się o świcie (czytaj o 7) z takim zapałem że stwierdziłam a co tam, raz się żyje i pojechałyśmy na Młociny. Tam niestety trochę gorsze tereny bo to jednak nie kampinos ale też fajnie było, trasa krótsza w sam raz na rozruszanie po poprzednim dniu. 


Na koniec trochę relaksu i integracji z psim towarzystwem:


A pod wieczór jeszcze wyszłam na dolinkę na rower (taka była super pogoda że nie mogłam sobie darować) i psiory jeszcze sobie luzem za rowerkiem pohasały :) Dawno już nie miałyśmy tak intensywnego weekendu :) 
Tylko strona internetowa, którą mam robić na pracę dyplomową jakoś się nie chce zacząć :0

sobota, 3 marca 2012

Koniec zimowego snu?


Tak, to był długi, zimowy sen kiedy nas tu nie było. Jak widać powyżej pod kaloryferkiem i kołderką z ogona spało się bardzo dobrze. Treningi? Jakie treningi? Jedyne treningi to było hasanie po zamarzniętych jeziorkach i polowanie na zbłąkane myszy. 


Tu na pewno coś się ukryło...




Wstyd się przyznać ale nasza aktywność ograniczyła się do długich spacerów i dlatego taka przerwa w pisaniu bo o czym tu było pisać jak się nie chciało wyjść biegać? Znów lenistwo wzięło górę nad dobrymi chęciami.
No dobra ale żeby nie było tak pesymistycznie to dziś wstałam rano, zapakowałam psiory do samochodu i pojechałyśmy do lasu. Oczywiście nie odbyło się to od tak sobie bo wczoraj musiałam przegrzebać szafę w poszukiwaniu moich rzeczy do biegania i wszystko sobie pięknie przygotowałam i spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy, wodę dla psów itp. tylko zapomniałam o prawie jazdy i dowodzie rejestracyjnym :) No ale na szczęście policja nas nie złapała i dotarłyśmy na miejsce bez problemów. Psy jak zobaczyły gdzie dojechałyśmy to taki pisk radości podniosły... 
Ponieważ był to pierwszy trening po długiej przerwie to był dosyć spokojny, trwał ok. 40 min. z czego 30 min. biegu a i tak się trochę zmęczyłam. Ale w lesie było pięknie, szkoda że nie mogłam porobić zdjęć, mijałyśmy zamarznięte jeziorko i inne atrakcje. Było ok. 2 stopni i ziemia zamarznięta więc nie było błota za dużo, chociaż psy i tak wróciły utytłane :) Ale za to zadowolone. Oczywiście potem trzeba było odpocząć :)