czwartek, 9 czerwca 2011

Problemy...

Żeby nie było że wszystko tak świetnie się układa, pojawił się pierwszy problem. Wczorajszy dzień już od rana zaczął się niewesoło ponieważ Pajka postanowiła dać nogę na porannym spacerze. Na szczęście dość szybko została złapana na gorącym uczynku buszowania pod balkonami (czasami takie giganty kończyły się 2-3 godzinnym przeczesywaniem osiedla na rowerach a pies jak kamień w wodę), i zaprowadzona do domu gdzie dostała karę odosobnienia i nie odzywania się do niej. Kara miała być na resztę dnia ale godzinę pózniej pojechałam do biblioteki i jak wróciłam i przyleciała się ze mna przywitać to zapomniałam że ma karę i zaczęłam do niej gadać. Więc kara nie była zbyt długa :)
Potem miałam trochę pracy i nie zdążyłam zjeść obiadu więc jak wróciłam wieczorem do domu to zjadłam sobie kawałek czekolady przed bieganiem wieczornym żeby mieć siłę, myślałam że tak to zadziała. Ale niestety jak wyszłam z Pajką biegać to pod koniec pierwszej serii dostałam takiego bólu brzucha że nie dałam rady biec dalej. Nie wiem czy to ta czekolada tak podziałała czy co ale dawno mnie tak żołądek nie bolał, dziwne naprawdę. Łakomstwo nie popłaca jak widać :) Ja to chyba wogóle na 4 godziny przed biegiem mogę coś małego zjeść a potem nic bo nawet od wody czasem kolka mnie łapie :( ech... musiałyśmy przerwać bieganie i wrócić do domu. Ale ponieważ ja nie lubię odpuszczać a dziś idę z koleżanką na piwko i nie będę mogła wieczorem biegać to wstałam dziś o 6:30!!!!! rano i odpracowałam wczorajszy trening. Ale było ciężko :) jednak lepiej mi się biega wieczorkiem przy świetle księżyca, i nawet Pajeczka po powrocie do domu po prostu padła:




Ja też padnięta jestem więc na dziś kończę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz