czwartek, 15 września 2011

Ucieczki...


Wczoraj wieczorkiem trochę zmieniłam trasę biegową, nowa trasa była troszkę krótsza (ok. 35min.) ale za to bardziej urozmaicona z kilkoma podbiegami i zbiegami z górek, i po urozmaiconym podłożu. Biegło się całkiem dobrze, psom też chyba bardziej się podobało bo nie wracaliśmy tą samą drogą tylko zrobiliśmy okręg. Dziś po dwóch dniach biegania zrobiłam jednodniową przerwę i żeby psiory się nie nudziły postanowiliśmy zrobić troszkę dłuższą wycieczkę rowerową. Żeby psy za bardzo się nie zmęczyły miały częściowo ciągnąć rowery a częściowo biec luzem. Na początek podpięliśmy Pajkę do roweru a Korbę puściliśmy luzem obok roweru. Przy pierwszej sposobności (pierwsza nieogrodzona polana) Korba zrobiła sobie skok w bok i dała dyla do lasu. Na szczęście po 15 minutach wróciła zziajana ale niestety zaprzepaściła swoje szanse na bieganie luzem i została podpięta do roweru. Potem była bardzo fajna jazda przez okolice, po dłuższym czasie wjechaliśmy w bardzo fajny las, ścieżka prowadziła wzdłuż rzeki, psy rozwinęły bardzo dużą prędkość i bardzo długo biegły maksymalnym tempem. W końcu dojechaliśmy do piaskowej skarpy i zatrzymaliśmy się. Wypięliśmy psy z szelek i od razu wskoczyły do wody. Miałam zamiar zapiąć zaraz Korbę na smycz żeby nic jej nie kusiło ale psy brykały po plaży i po wodzie i wydawało się że będzie ok, do czasu kiedy Korba nie smyrgnęła bokiem plaży w las, no i Pajka oczywiście za nią. Nie było ich pół godziny... Nie muszę pisać że trochę się zdenerwowaliśmy ale nauczeni wcześniejszymi doświadczeniami czekaliśmy na nie w tym samym miejscu. Kiedy w końcu wróciły nie miałam siły nawet na nie nakrzyczeć. Zapięliśmy je w szelki i wróciliśmy do domu. Cała wycieczka trwała ok. 3 godzin. Potem psy spały drugie tyle. A mi złość jak zwykle przeszła za szybko i mimo że obiecałam sobie nie odzywać do nich do końca dnia, nie udało się...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz